Dyrektorka placówki grozy nie straciła stanowiska. Została ukarana jedynie naganą. Zastraszani, głodzeni, karani za byle głupstwo – tak wychowankowie Domu Integracyjno-Rodzinnego w Gdańsku opisują to, co przeżywają w ośrodku.
W DIR mieszka ośmioro dzieci, dwoje z nich jest upośledzonych. Wszystkie zabrano z patologicznych rodzin. Dzieci twierdzą, że często chodzą głodne, bo dyrektorka Magdalena G. na wszystkim oszczędza.
Dzieci skarżą się też, że za najmniejsze przewinienia są karane, a wychowawcy publicznie je upokarzają. Napisały nawet list do Rzecznika Praw Obywatelskich.
Po naszej publikacji Piotr Kowalczuk, wiceprezydent Gdańska, zlecił przeprowadzenie kontroli w placówce. Wychowankowie dostali też wsparcie psychologa. Niestety, dzieci, które ośmieliły się wystąpić przeciw dyrektorce, ciągle są pod jej opieką. Co gorsza, szefowa placówki zwolniła jedną z wychowawczyń, której nie podobało się, jak dyrektorka traktuje podopiecznych.
Z tego, co udało nam się ustalić, dyrektorki broni sam wiceprezydent Kowalczuk. Krążą pogłoski, że może on być spokrewniony z Magdaleną G. On sam nie chce tego komentować.
FAKT.PL