Dla tych kobiet prawdopodobieństwo, że zostaną zgwałcone, jest większe niż to, że zginą na polu walki. Pod prysznic chodzą z bronią. Każdego roku kilka tysięcy żołnierek składa doniesienia o gwałtach popełnianych w koszarach. Koledzy z wojska prześladują je także online. Na sekretnej facebookowej grupie publikują ich nagie zdjęcia.
O skandalu w amerykańskiej armii po raz pierwszy napisała gazeta „Marine Corps Time”. Opublikowała wewnętrzny dokument korpusu, w którym czytamy o zamkniętej grupie na Facebooku, składającej się z 30 tys. członków. To tam znajdowały się zdjęcia nagich marines. Niektóre były podpisane – zawierały nazwiska, stopnie wojskowe i jednostki. – Korpus jest głęboko zaniepokojony doniesieniami dotyczącymi uwłaczających internetowych komentarzy i rozpowszechniania sprośnych zdjęć na zamkniętej stronie internetowej. Takie zachowanie niszczy morale, prowadzi do rozpadu zaufania i poniża ludzi – napisano w dokumencie.
Panowie publikowali skradzione koleżankom z jednostki zdjęcia, a w wulgarnych komentarzach, oprócz seksistowskich uwag, padały słowa zachęty do gwałtu i przemocy seksualnej. Pierwszy pakiet zdjęć opatrzono komentarzem: „Proszę bardzo, napalone sk..syny. To wierzchołek góry lodowej. Ciąg dalszy nastąpi”. Niedługo później pojawiła się pierwsza reakcja: „O ku..! Bóg istnieje”.
Osobą odpowiedzialną za nagłośnienie tej sprawy jest Thomas Brennan – były marines i założyciel The War House, organizacji pomagającej weteranom i weterankom wojen, w które Stany angażowały się w ostatnich latach. O organizacji pisze: „Naszą misją jest być godnym zaufania autorytetem w świecie konfliktów zbrojnych po 11 września, poprzez dzielenie się osobistą perspektywą zarówno osób, które brały w nich udział, jak i tych, które cierpliwie czekały na nie w domach”.
Urzędnicy Brennanowi podziękowali. On sam dostaje dziś groźby za rozpętanie medialnej burzy wokół sprawy. Władze nie od razu zareagowały na doniesienia. Po kilku tygodniach wszczęto postępowanie, teraz pojawiły się informacje o rozpoczętym procesie odpowiedzialnych za tę facebookową grupę administratorów. Ale nie trzeba mieć wielkich zdolności hakerskich, by sprawdzić, że grupa wciąż działa.
Na Facebooku bez problemu można znaleźć Marines United, liczącą dziś 4 tys. użytkowników. A w jej opisie czytamy: „miej na uwadze, że istnieje jeszcze sekretna grupa 20 tys. osób. Jeśli będziesz się dobrze sprawował, dołączymy cię do niej. Semper Fidelis. Okazuj szacunek. Miej honor. Bądź oryginalny”.
– Nie zaakceptuję nikogo, kto najpierw nie napisze, gdzie służył. Przez kogoś mamy tutaj kabla. Nikogo nie dodawajcie. Każda prośba ma przejść przez admina. To gówno nigdy nie powinno dotrzeć do mediów na świecie – pisze admin grupy Marines United 2.0. Jak przyznają użytkownicy w rozmowie z amerykańskimi dziennikarzami, takich miejsc w sieci jest mnóstwo. Zamknięcie jednej grupy nic nie zmienia.
Koleżanka na pięć gwiazdek
Savannah Cunningham jest jedną z tych dziewczyn, których zdjęcia zostały opublikowane wśród 20 tys. marines. Jako jedyna zgodziła się porozmawiać z dziennikarzami. Przyznaje, że o pracy w armii marzyła od zawsze. W kwietniu ma zacząć trening w Marine Corps. Miesiąc temu w grupie pojawiło się wideo, w którym pozuje nago. Nagrała je dla swojego chłopaka. Już byłego. Klasyczny przypadek – chciał się zemścić za rozstanie. Wrzucił do sieci nie tylko wideo, ale jej dane osobowe, link do profilu na Instagramie. – To było przerażające – mówi 19-latka. – To gwałt na prywatności. Ktoś wrzuca tam moje zdjęcia, a ja nie mam nad tym kontroli – dodaje. Uważa, że wysocy rangą wojskowi powinni postawić się tym żołnierzom, którzy łamią podstawowe zasady panujące w armii. Ona sama z wojska nie chce zrezygnować.
To nie pierwszy w ostatnich latach skandal z molestowaniem seksualnym w tle w amerykańskiej armii. Aż 25 proc. żołnierek przyznało, że doświadczyło przemocy seksualnej ze strony kolegów z koszarów. Ponad 80 proc. doświadczyło przemocy słownej. Według raportu z 2011 roku dla żołnierki bardziej prawdopodobne jest, że zostanie zgwałcona przez żołnierza z jednostki, niż że zginie na polu walki.
– Nie będę kłamała. Taki skandal to dla mnie żadna niespodzianka – mówi w rozmowie z „The Daily Beast” Jenny, jedna z żołnierek. Jak przyznaje, wojskowi nie od dziś pokazują sobie wykradzione zdjęcia półnagich koleżanek. Media społecznościowe umożliwiły tylko robienie tego na większą skalę. Nieraz widziała, jak żołnierze przekazywali sobie telefony ze zdjęciami, czy nagrane po kryjomu koleżanki.
– Tworzą sobie specjalne rankingi. Oceniają, na ile gwiazdek wygląda dana dziewczyna i czy według nich łatwo dałaby się namówić na seks. Kryteriów jest kilka: Czy lubi się zabawić? Czy pracuje dla kogoś, kto mógłby wpłynąć na twoją karierę? Czy ma męża? – opowiada Jenny. – Czasami dziewczyny zakochują się w kolegach z jednostki. Wysyłają im swoje zdjęcia. Potem oni czytają to, co ona pisze, przy całej jednostce. Pokazują te zdjęcia wszystkim. To jak być w związku z całym oddziałem – dodaje.
Wydawałoby się, że najlepszą radą powinno być: „po prostu nie rób sobie takich zdjęć, dziewczyno”. Jak mówi kapitan Justine Elena, była marines, która służyła w Afganistanie, część z tych kobiet spędza lata z daleka od swoich partnerów. – Wysyłają im zdjęcia, na których niekoniecznie są nagie, by utrzymać z nimi intymną relację. Nie jest trudno takie zdjęcie potem wykraść. Dziewczyny też rzadko zwracają uwagę kolegom. Słyszą te wszystkie seksistowskie uwagi, ale nie chcą się odzywać. Z żołnierzami trzeba przecież dobrze żyć. One chcą być akceptowane – opowiada.
Z bronią do łazienki
Amerykański Departament Obrony w 2004 roku uruchomił specjalny wydział do walki z przemocą seksualną w wojsku. Na wiele się nie zdał. Najnowszy raport – ten z maja 2016 roku – jasno przedstawia, że armia USA otrzymała około sześciu tys. zgłoszeń dotyczących napaści seksualnych, do których doszło w 2015 roku.
Kate Hendricks Thomas służyła od 2002 do 2008 roku. Za każdym razem, gdy szła do łazienki, brała ze sobą pistolet. – Ewentualnie nóż. W plecaku przy łóżku miałam też zawsze butelkę farby w sprayu, by móc zamalować to, co koledzy napiszą o mnie na ścianie toalety. Czasem w bazie rysowali, co chcieliby, żebym im zrobiła. Za pierwszym razem, gdy to zobaczyłam, zaśmiałam się. Drugim razem doceniłam kreatywność artysty. Nie chciałam czuć się zastraszona – opowiada w rozmowie z „PRI”.
W 2010 roku Mickiela Montoya stała się pierwszą Amerykanką, która zdecydowała się przerwać milczenie na temat tego, jak żołnierki traktowane są w wojsku. Nie miała nic do stracenia. Po powrocie z frontu wpadła w depresję, piła. O tym, co przeżyła wśród żołnierzy, opowiedziała prof. Helen Benedict z uniwersytetu w Columbii, która umieściła ją w książce „The Lonely Soldier: The Private War of Women Serving in Iraq” (Samotny żołnierz: Prywatna wojna kobiet służących w Iraku).
Montoya od swojego dowódcy usłyszała, że seks potrzebny jest żołnierzom, bo inaczej zwariują.
Sierżant Marti Ribeiro, która dopiero po zakończeniu służby przerwała milczenie, opowiedziała na łamach książki, jak doszło do gwałtu. – Kolega z oddziału zaatakował mnie podczas warty 0 mówiła. Oficerowie wiedzieli o gwałcie, ale wobec żołnierza nie wyciągnięto konsekwencji. Marti szantażowano, oskarżano o dezercję. W końcu zmuszona była odejść z armii. – Miałam nadzieję zostać pewnego dnia oficerem, tak jak mój ojciec i dziadek. Niestety, ponieważ jestem kobietą, to marzenie się nie spełni – wyznała.
– W kampie koledzy uświadomili mi, że dzielą kobiety na trzy typy: dziwki, suki i lesby. Dziwka to ta, którą zgwałcili albo upokarzana dla świętego spokoju godzi się na seks. Suka na to nie pozwala. Lesbę zostawiają w spokoju, bo im się nie podoba. W takim układzie trudno zdobyć respekt – relacjonuje inna żołnierka.
Wiele kobiet godzi się na ciągłe upokorzenia, by tylko odsłużyć dwa lata. Po tym czasie armia płaci im za studia, które w USA kosztują nawet 70 tys. dolarów rocznie. Inne wierzą, że dzięki służbie zmienią świat. Ich przełożeni są bezradni. Co jakiś czas do sieci trafiają kampanie przygotowywane przez wojskowych, którzy nawołują do szacunku wobec kobiet, ale na nic się to nie zdaje.
A jak sprawa ta wygląda w polskiej armii? W ostatnim czasie odnotowano kilka przypadków molestowania seksualnego. Ministerstwo Obrony Narodowej wypuściło nawet specjalny film, który puszczany był wszystkim kadetom. – Kobiety w armii wstydzą się, nie chcą rozgłosu, bo zawsze jest tak, że w sytuacji ujawnienia problemu ponosi się koszty psychiczne, zawsze jest tak, że otoczenie stereotypowo myśli, że i kobieta jest winna – mówiła płk. Beata Czuba, pełnomocnik MON ds. służby wojskowej kobiet.
MAGDALENA DROZDEK