„Gazeta Polska” i pokrewne jej media nie ukrywały swojej skrajnej ukrainofilii jeszcze przed przewrotem kijowskim 2014 roku. Od czasu tego przewrotu ukrainofilia środowiska „Gazety Polskiej” przybrała charakter także probanderowski, czego jednym z przejawów było usunięcie z łam „Gazety Polskiej” i portalu niezależna.pl publicystyki księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego.
Kiedy redaktor naczelny „Gazety Polskiej” i zarazem lider całego środowiska, Tomasz Sakiewicz, został odznaczony 11 listopada 2014 roku przez Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy wydawało mi się, że już nic mnie z ich strony nie zaskoczy. A jednak „Gazeta Polska” zaskakuje mnie nadal swoim stosunkiem do spraw ukraińskich, a zwłaszcza do historii ruchu banderowskiego.
10 stycznia 2016 roku pojawił się oto na portalu niezależna.pl fotoreportaż Moniki Andruszewskiej zatytułowany „Cicha noc” u Karpackiej Siczy. Nasza korespondencja” [1]. Pani redaktor Andruszewska przedstawiła w nim relację z bożonarodzeniowej kolędy w batalionie „Karpacka Sicz”, który stacjonuje na linii rozejmu (frontu) w Donbasie. Fotoreporterka portalu niezależna.pl kolędowała z „siczowcami” 6 i 7 stycznia [2]. Z tekstu zamieszczonego obok zdjęć – przedstawiających umundurowanych i uzbrojonych żołnierzy batalionu – dowiadujemy się, że batalion „Karpacka Sicz” zaczął kolędować wraz z pierwszą gwiazdką.
Przede wszystkim po to, żeby „zachować nasze ukraińskie tradycje. To także metoda walki z okupantem” – jak wyjaśnił fotoreporterce portalu niezależna.pl jeden z „siczowców”, rodem z „Iwanofrankowska” (Iwano-Frankiwska albo Stanisławowa, pani redaktor!). A zatem i podczas Bożego Narodzenia ukraińscy wojacy nie potrafią uciec od wielkiej polityki. Już z pierwszego zdania fotoreportażu można się domyśleć, że batalion „Karpacka Sicz” to starzy, doświadczeni frontowcy, potrafiący odróżnić pierwszą gwiazdkę od flary, którą prawdopodobnie wystrzelili z przeciwległej strony frontu prorosyjscy separatyści.
„To jeszcze nie gwiazda, chłopaki, trzeba uważać żeby się nie pomylić” – cytuje słowa jednego z „siczowców” red. Andruszewska. Kiedy wreszcie batalion „Karpacka Sicz” profesjonalnie zidentyfikował pierwszą gwiazdkę, mógł rozpocząć obchodzenie Bożego Narodzenia. Żołnierze samodzielnie wykonali papierową gwiazdę na kiju i oblepili ją żółto-niebieskimi bibułkami. Jeden z nich o imieniu Oleksij, będący – czego nie ukrywa autorka fotoreportażu – działaczem banderowskiej partii „Swoboda”, uświadomił red. Andruszewską, że w Doniecku „nikt nie celebruje świąt w ten sposób”. Mieszkają tam bowiem podobno głównie potomkowie Sowietów, którzy zwalczali religię.
Lesyk – „żołnierz z Tarnopola” (a więc pewnie też zwolennik „Swobody”, która tam rządzi) – uważa, ze kolędy są smutne i proponuje zaśpiewać „coś wesołego”. Co, o tym red. Andruszewska dyskretnie nie informuje. W ramach kultywowania prawdziwych ukraińskich tradycji żołnierze „w rękach dzierżą jabłka i ukraińskie szmaciane lalki-motanki, które przysłały im tu wolontariuszki. To słowiański (pogański – popr. BP) amulet mający chronić przed złem”. Potem wolontariuszki przygotowują kutię, którą dowódca kompanii rozwozi po wszystkich pozycjach.
„Co jakiś czas okolicą wstrząsa huk eksplozji. To separatyści właśnie strzelili w kierunku Piesków z przeciwczołgowego SPG. W oddali słychać salwy z karabinu maszynowego. To pozycje Zenit i Butowka – separatyści strzelają do nich z miejscowości Spartak i z Nowego Terminala donieckiego lotniska. Z kolei z Baszt Bliźniaki – dwóch wież wznoszących się ponad doniecki step – okolicę obserwuje wrogi snajper” – opisuje dramatyzm sytuacji red. Andruszewska. Mimo to batalion „Karpacka Sicz” postawił na linii okopów dwie „karłowate choineczki” i obwiesił je „karykaturalnie dużymi bombkami”.
8 stycznia już po świętach. Trwa śnieżyca, a gdzieś daleko „znów słychać strzały”. To prowokują separatyści z Doniecka. Kolejny rozmówca red. Andruszewskiej – Mirosław z Zakarpacia – w związku z tym narzeka: „Nie odpowiadamy ogniem. Zamrożony konflikt, zamrożony konflikt, prędzej my zamarzniemy w tych okopach. Przyjechaliśmy na wojnę, by walczyć. A teraz co – człowiek siedzi w tym zimnie z dala od rodziny i nie wie po co, bo porozumienia mińskie zabraniają mu strzelać. Gdy jest taka prawdziwa wojna, paradoksalnie łatwiej tu przebywać”.
Czyżby kryła się za tym sugestia, że jednak konflikt w Donbasie trzeba odmrozić? Fotoreportaż red. Andruszewskiej był kolejną ze strony mediów red. Sakiewicza próbą oswajania polskiego czytelnika z neobanderowską Ukrainą, która jest „strategicznym sojusznikiem” Polski na Wschodzie. Strategicznym – czyli takim, jak oświecił niedawno publikę jeden z wpływowych polityków PiS, któremu nie stawia się żadnych kłopotliwych pytań i do którego nie zgłasza się żadnych pretensji.
W fotoreportażu red. Andruszewskiej zabrakło dwóch istotnych informacji, które mogłyby skłonić czytelnika do takich kłopotliwych pytań. Chodzi o polityczne sympatie żołnierzy batalionu „Karpacka Sicz” oraz historyczny pierwowzór, od którego batalion zapożyczył nazwę.
Batalion ochotniczy „Karpacka Sicz” – tak jak i inne tego typu formacje utworzone na Ukrainie po przewrocie w 2014 roku – jest zbrojnym ramieniem współczesnego ruchu banderowskiego. To nie tylko żołnierz o imieniu Oleksij, ale także pozostali członkowie tej formacji wyszli z szeregów „Swobody”, Prawego Sektora, UNA-UNSO i innych organizacji neobanderowskich.
Nazwa batalionu nawiązuje do Organizacji Obrony Narodowej „Sicz Karpacka”. Były to siły zbrojne autonomicznej Ukrainy Karpackiej (w ramach pomonachijskiej Republiki Czecho-Słowacji) i Karpato-Ukrainy, istniejące od 9 listopada 1938 do końca kwietnia 1939 roku. O epizodzie Karpato-Ukrainy i „Siczy Karpackiej” pisałem już wielokrotnie, więc tylko w skrócie przypomnę. Po rozbiorze Czechosłowacji proklamowano, na mocy układu monachijskiego, autonomiczną Ruś Zakarpacką (od 30 grudnia 1938 roku pod nazwą Ukraina Karpacka) jako część nowej Czecho-Słowacji.
Likwidacja pomonachijskiej Czecho-Słowacji przez Niemcy hitlerowskie w dniach 14-15 marca 1939 roku spowodowała, że Ukraina Karpacka ogłosiła niepodległość 15 marca 1939 roku jako państwo o nazwie Karpato-Ukraina. Jednakże wcześniej – 11 marca 1939 roku – Hitler wyraził zgodę na anektowanie przez Węgry terytorium Rusi Zakarpackiej. 13 marca 1939 roku rząd węgierski zażądał od Czecho-Słowacji opuszczenia terenu Rusi Zakarpackiej (Ukrainy Karpackiej). Chcąc stworzyć fakty dokonane Sicz Karpacka zaatakowała w nocy z 13 na 14 marca 1939 roku posterunki czechosłowackie w Chuście, a dwa dni później sejm Ukrainy Karpackiej proklamował niepodległą Karpato-Ukrainę, której prezydentem został dotychczasowy premier Ukrainy Karpackiej – greckokatolicki ksiądz i nacjonalista Augustyn Wołoszyn. Epizod Karpato-Ukrainy trwał trzy dni. Już 14 marca 1939 roku na Ruś Zakarpacką wkroczyły wojska węgierskie i do 18 marca 1939 roku zlikwidowały Karpato-Ukrainę. Walki partyzanckie toczone przez resztki Siczy Karpackiej trwały do końca kwietnia. 23 czerwca 1939 roku parlament węgierski oficjalnie przyłączył Ruś Zakarpacką do Węgier.
Ukraina Karpacka i Karpato-Ukraina były czymś w rodzaju ukraińskiego Piemontu – zalążkiem zapowiadanej przez nacjonalistów ukraińskich „samostijnej Ukrainy”. Z chwilą proklamowania autonomicznej Rusi Zakarpackiej (Ukrainy Karpackiej) na jej terytorium przeszły z Polski przez zieloną granicę setki członków Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Stali się oni funkcjonariuszami administracji Ukrainy Karpackiej i Karpato-Ukrainy oraz kadrą dowódczą Siczy Karpackiej. Liczebność tej formacji zbrojnej wynosiła w marcu 1939 roku około 6 tys. ludzi.
Chociaż formalnym dowódcą Siczy Karpackiej był miejscowy Rusin Dmytro Kłympusz (jeden z przywódców Republiki Huculskiej w 1919 roku), to faktyczne dowództwo spoczywało w rękach Romana Szuchewycza – szefa referatu wojskowego Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Kierownictwo polityczne nad Siczą Karpacka sprawował tajny Sztab Wojskowy, będący strukturą równoległą do oficjalnej Komendy Głównej kierowanej przez Kłympusza. Sicz Karpacka od początku zatem realizowała polityczne cele Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, a nie władz Ukrainy Karpackiej (Karpato-Ukrainy).
W skład Sztabu Wojskowego Siczy Karpackiej oprócz Szuchewycza wchodzili tacy członkowie OUN jak Hryhoryj Barabasz, Iwan Butkowśkyj, Osyp Karaczewśkyj, Mychajło Kołodzynśkij (szkolony wcześniej w obozie ustaszów we Włoszech), Zenon Kossak, Jurij Łopatynśkyj, Ołeh Olżycz i Jewhen Stachiw. Spośród nich tylko Mychajło Kołodzynśkij i Zenon Kossak zostali w 1939 roku schwytani i rozstrzelani przez Węgrów. Ołeh Olżycz był późniejszym prowidnykiem OUN-Melnykowców. Pozostali kilka lat później objęli funkcje dowódcze w Ukraińskiej Powstańczej Armii.
Sicz Karpacka stała się kuźnią kadr dla Legionu Ukraińskiego, który wziął udział w niemieckiej agresji na Polskę w 1939 roku, kolaboracyjnych batalionów „Nachtigall” i „Roland”, które brały udział w niemieckiej agresji na ZSRR w 1941 roku oraz UPA. Organizatorzy i sprawcy ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego swoje doświadczenie wojskowe zdobywali m.in. w Siczy Karpackiej. Jej faktycznym dowódcą – co warto jeszcze raz podkreślić – był późniejszy twórca i dowódca UPA, Roman Szuchewycz.
Do takich tradycji nawiązuje współczesny batalion „Karpacka Sicz”, o czym red. Andruszewska dyskretnie nie poinformowała czytelników portalu niezależna.pl. Te tradycje pani redaktor najwyraźniej nie przeszkadzają, jak i nie przeszkadzają one całej polskiej klasie polityczno-medialnej, która sojusz ze współczesnymi banderowcami uważa za najdoskonalsze osiągnięcie polskiej polityki wschodniej.
BOHDAN PIĘTKA