W dobie krwawych interesów prowadzonych przez zachodnie rządy, które pod przykrywką nośnego hasła „zaprowadzania demokracji” dokonują kolejnych rzezi w krajach Bliskiego Wschodu, Najwyższy Przywódca Islamskiej Republiki Iranu podejmuje bezprecedensowy dialog. Adresatami przesłania jakie skierował ajatollah Ali Chamenei nie są przywódcy państw, lecz młodzież w krajach Zachodu.
To już drugi taki list do młodego pokolenia. Pierwszy opublikowany został w styczniu 2015 roku, kiedy w Europie nasiliły się antyislamskie nastroje tuż po zamachu na redakcję francuskiego pisma Charlie Hebdo. Autor tłumaczył wtedy, że wybrał właśnie młodzież, gdyż chciał przemówić do tych, którzy mają w rękach przyszłość swoich narodów i są skłonni do poszukiwania prawdy. Celem nadawcy listu było m.in. opisanie islamu, którego obraz jest z premedytacją zniekształcany przez zachodnich polityków. „Nie nalegam abyście przyjęli moje, czy jakiekolwiek inne odczytanie islamu. Chcę powiedzieć: nie pozwólcie, aby dynamiczna rzeczywistość dnia dzisiejszego była Wam przedstawiana poprzez przesądy i resentymenty. Nie pozwólcie, aby hipokryci przedstawiali Wam jako przedstawicieli islamu terrorystów, których sami rekrutowali” – napisał wówczas ajatollah. Zachęcił przy tym swoich adresatów, by poznali islam na postawie jego pierwotnych i oryginalnych źródeł, a nie przekazów medialnych.
Seyed Ali Chamenei wystosował kolejny list w związku z listopadowymi zamachami w Paryżu. Już w pierwszych słowach stanowczo potępił „wywołane przez ślepy terroryzm” wydarzenia we Francji i wyraził ubolewanie, że właśnie taki dramat stał się inspiracją do kolejnej rozmowy z zachodnią młodzieżą. „Jednak prawda jest taka, że o ile bolesne problemy nie będą prowadzić do poszukiwania rozwiązań i zbliżenia w sposobie myślenia, wyrządzona szkoda okaże się podwójna” – tłumaczył.
Zmowa milczenia
Zanim przejdę do streszczenia tego wyjątkowego przesłania, pozwolę sobie przedstawić moje osobiste przypuszczenia, dlaczego oba listy – jakby nie patrzeć autorstwa przywódcy potężnego kraju – zostały przemilczane w polskojęzycznych mediach. Otóż słowa ajatollaha opierają się na konkretnych przykładach i logice, a więc w miażdżący sposób demaskują postępowanie zachodnich przywódców. Ci ostatni to przecież oficjalni sojusznicy Polski, a zatem publiczna ich kompromitacja poniekąd ośmiesza także tych, którzy weszli z nimi w sojusze.
Co gorsza, w liście irańskiego polityka wypunktowane są zbrodnie tych rządów, przed którymi polskojęzyczni politycy (a więc pośredni lub bezpośredni żywiciele polskojęzycznych mediów) nie mają odwagi się przeciwstawić, ponieważ w tym pokrętnym układzie Polsce przypadła rola sojusznika niższej (czyt. gorszej) kategorii. I wreszcie, zgodnie z rozkazem tych, którzy trzymają na smyczy polskojęzycznych funkcjonariuszy środków masowego przekazu (zwanych dla zmylenia „dziennikarzami” lub „publicystami”), jedynie słuszną i obowiązującą na obecną chwilę linią jest przedstawianie wszystkich wyznawców islamu jako terrorystów – to taka wygodna wymówka, aby jakoś „wytłumaczyć” rozgrywającą się na Bliskim Wschodzie masakrę (przecież nikt oficjalnie się nie przyzna, że chodzi o dostęp do ropy i gazu, wpływy w regionie oraz urządzanie świata według własnego widzimisię).
Otóż sytuacja wygląda tak. Mamy na świecie półtora miliarda wyznawców islamu. Ilu z nich to terroryści, dżihadyści, ekstremiści, etc…? Kilka procent. Pozostali muzułmanie prowadzą normalne życie – o ile warunki otoczenia na to pozwalają – tj. zakładają rodziny, zdobywają wykształcenie, pracują, podróżują, chodzą do kina, słuchają muzyki, czytają książki, modlą się, uśmiechają, płaczą, kłócą, godzą, odnoszą porażki, sukcesy, itp… Po prostu ludzie. Co zatem skłoniło część muzułmanów do stanięcia po złej strony mocy? Powody są różne, często bardzo banalne. Przypuszczam, że w wielu wypadkach – mówiąc kolokwialnie – wystarczyło trafić na jakiegoś zakompleksionego typa bez perspektyw i pomysłu na życie, wyprać mu mózg, sypnąć kasą i naobiecywać cuda-wianki. Tak się buduje armię do rozwalania Bliskiego Wschodu.
Wróćmy do naszego listu. Zasadniczą różnicą między tym co ma do powiedzenia ajatollah, a terrorystami działającymi pod szyldem tzw. „Państwa Islamskiego” (jakże chętnie pokazywanymi w zachodnich mediach) jest to, że irański duchowny nie straszy słowami w stylu „wszystkich was wyrżniemy!”. Wręcz przeciwnie, Seyed Ali Chamenei szuka rozwiązania, by położyć kres bezsensownym mordom i zapewnia, że „półtora miliarda muzułmanów doświadcza uczucia empatii oraz potępia i z odrazą odrzuca wykonawców i inspiratorów tych tragedii” do jakich doszło w Paryżu. Jakież to niemedialne, prawda?
Pierwsze ofiary terrorystów
Według Najwyższego Przywódcy Islamskiej Republiki Iranu ostatnie wydarzenia potwierdzają, że terroryzm stał wspólną bolączką dla nas wszystkich. Ajatollah zwrócił jednak uwagę na fakt, że „brak bezpieczeństwa i wstrząs”, które spotkały Europę, „odbiega od cierpień ponoszonych przez kolejne lata przez ludność Iraku, Jemenu, Syrii i Afganistanu”. W tym kontekście szyicki duchowny przypomniał, że „świat muzułmański stał się ofiarą terroru i przemocy w skali nieporównanie szerszej, w bardziej masowym wymiarze i przez o wiele dłuższy okres”. Skutkiem militarnych inwazji są niezliczone ofiary śmiertelne, zniszczona infrastruktura gospodarcza i przemysłowa najeżdżonych krajów oraz ich spowolniona lub zatrzymana perspektywa rozwoju. Jednocześnie – jak zauważył autor listu – od ludzi, którzy doznali tylu cierpień, bezczelnie żąda się dziś, aby nie uważały się za ofiary.
Ali Chamenei z ubolewaniem stwierdził, że przemoc jakiej doświadczyli mieszkańcy krajów islamskich „zawsze cieszyła się wsparciem niektórych wielkich mocarstw, realizowanym na różne sposoby i w skutecznych formach”. Podkreślając niechlubną rolę Stanów Zjednoczonych „w stworzeniu lub wzmacnianiu i uzbrajaniu al-Kaidy, Talibów i ich złowrogich następców”, zauważył, że obecnie już rzadko kto ma wątpliwości co do winy Amerykanów w tym haniebnym procederze.
Udowadniając sprzeczności w polityce Zachodu irański polityk przytoczył przykłady stosowania podwójnych standardów. Wytknął, że z jednej strony Zachód stał się sojusznikiem dla „mecenasów terroryzmu posługujących się wykluczaniem z przynależności do wspólnoty islamu pod pretekstem rzekomego odstępstwa od wiary i reprezentujących najbardziej zacofane ustroje społeczno-polityczne”. Z drugiej zaś – zdaniem ajatollaha – ten sam Zachód bezwzględnie potępił takie demokratyczne społeczności w regionie, które „wypracowały najbardziej rozwinięte i oświecone idee”.
Kolejne oblicze sprzeczności Zachodu Ali Chamenei dostrzegł w popieraniu terroryzmu państwowego Izraela. Irańczyk wskazał na cierpienia represjonowanych Palestyńczyków, którzy najgorszego rodzaju terroryzmu doświadczają od ponad sześćdziesięciu lat. „Jeżeli Europejczycy obecnie przez kilka dni chronią się w swoich domach i wystrzegają się pojawiania się w miejscach publicznych i przepełnionych centrach, to przeciętna rodzina palestyńska od dziesiątków lat nie może czuć się bezpieczna i wolna od machiny eksterminacji i niszczenia reżimu syjonistycznego nawet w swoim własnym domu” – zauważył irański przywódca.
ISIS skutkiem pomieszanych kultur?
W dalszej części listu ajatollah uzasadnił, dlaczego jego zdaniem współczesny świat boryka się z tak potężną skalą przemocy. Irański polityk dostrzegł problem w próbie globalnego narzucenia współczesnej kultury Zachodu, która ma obecnie do zaoferowania głównie dwa elementy: agresywność i rozwiązłość. Szyicki duchowny uważa, że elementy te „zamieniły się w podstawowe komponenty kultury Zachodu, obniżyły jej popularność i rangę także u jej źródła”. – Zatem pojawia się pytanie, czy jeśli nie chcemy kultury agresywnej, wulgarnej i unikającej głębszych znaczeń, to popełniamy grzech? Jeśli postawimy tamę fali destrukcji kierującej się ku naszej młodzieży w postaci produktów pseudo-artystycznych, to będziemy uznani za winnych? – zastanawia się na łamach listu do zachodniej młodzieży jego nadawca.
Ali Chamenei nie umniejsza jednak kulturze, którą nasza cywilizacja wytworzyła w minionych wiekach, wprost przeciwnie docenia bogactwo wielu krajów na świecie, które mogą szczycić się „swoimi rodzimymi narodowymi kulturami”. Irańczyk zauważył wręcz, że wiele z tych kultur „rozwijając się i wydając owoce, przez stulecia skutecznie zapładniały społeczności ludzkie”. I dodał, że „świat islamu nie był tu wyjątkiem”. W tym kontekście autor listu podkreślił, że nie odmawia znaczenia i wartości więzom międzykulturowym, które – o ile były stwarzane w naturalnych okolicznościach i z poszanowaniem dla społeczności przyjmującej – zawsze wzbogacały i rozwijały. Jednocześnie za szkodliwe i chybione uznał więzi pozbawione harmonii i narzucone.
Zdaniem Irańczyka „niegodziwe ugrupowania takie jak ISIS, są płodem takich właśnie nieudanych związków z importowanymi kulturami”. Uzasadniając swoją diagnozę, Ali Chamenei wyjaśnił, że „gdyby problem istotnie polegał na kwestiach ideowych i wyznaniowych, to podobne zjawiska musiałyby mieć miejsce w świecie muzułmańskim także przed erą kolonializmu, podczas gdy historia daje świadectwo wręcz odwrotne”. W tym kontekście przypomniał, że „wiarygodne źródła historyczne jasno ukazują, w jaki sposób połączenie kolonializmu z myśleniem skrajnym i nieakceptowalnym, zwłaszcza w prymitywnym środowisku plemiennym, zasiało ziarno ekstremizmu w tym regionie”. Zapewniając, iż „odrażający twór” jakim jest ISIS nie ma nic wspólnego z jego religią, szyicki duchowny nawiązał do wyrażonego w fundamentalnym tekście islamu przekonania, że „odebranie życia jednej istocie ludzkiej jest równoznaczne z uśmierceniem całej ludzkości”.
Seyed Ali Chamenei za konieczne uznał także, by zastanowić się nad tym, dlaczego ugrupowaniom terrorystycznym udaje się pozyskiwać osoby urodzone i ukształtowane w Europie. Zdaniem Irańczyka to właśnie „niezdrowy wpływ kulturowy w zdemoralizowanym środowisku, generującym przemoc” mógł się przyczynić do tego, że w niektórych ludziach zrodził się ekstremizm popychający ich do zabijania własnych rodaków. Szyicki duchowny przypuszcza, że w rozbudzeniu frustracji i pogłębieniu nienawiści swój udział miały także nierówność i dyskryminacja, charakterystyczne dla wielu warstw zachodnich społeczeństw, szczególnie tych rozwiniętych gospodarczo i uprzemysłowionych.
Nade wszystko nadawca listu zachęcił młodych mieszkańców Zachodu, by sami „poddali analizie jedne po drugich widoczne warstwy i struktury zachodniego społeczeństwa a następnie zidentyfikowali i zlikwidowali złogi kompleksów i złości”. Prosił zarazem, aby nie uciekać się do pospiesznych – tj. podszytych emocjami i nieprzemyślanych – reakcji w zwalczaniu terroryzmu, gdyż tylko powiększają one istniejące podziały.
Spoglądając w przyszłość ajatollah Ali Chamenei wyraził przekonanie, że poczucie ufności, bezpieczeństwa i spokoju przyjdzie wtedy, gdy to właśnie młodzi ludzie „położą fundamenty pod właściwie i godne relacje ze światem islamu, oparte o właściwe rozumienie, głęboki namysł i wnioski wyciągnięte ze strasznych doświadczeń”. Jak zachodnia młodzież miałaby tego dokonać? Konieczne jest tutaj zmienienie podszytej fałszem mentalności, maskującej długookresowe cele i obmyślane podstępy sponsorów zasianego zła.
AGNIESZKA PIWAR