Szczurza twarz premiera Ukrainy Arsenija Jaceniuka nie zdradzała jego zamiarów do końca. I nagle 24 lipca z trybuny Rady Najwyższej (parlamentu) w Kijowie ogłosił swoją dymisję.
Doszło do niej natychmiast po rozpadzie koalicji parlamentarnej: wyszły z niej partia UDAR byłego boksera Witalija Kliczki i prawicowa „Swoboda” Ołeha Tiahnyboka. Jeśli w ciągu miesiąca nie pojawi się nowa większość, to prezydent Poroszenko ma prawo rozwiązać Radę. Ewentualna data wyborów to 26 października. Eksperci mówią, że kompania wyborcza najwyraźniej odbędzie się w warunkach coraz głębszego politycznego chaosu.
Formalna przyczyna rezygnacji premiera to rozpad koalicji parlamentarnej. Jednak bezpośrednim powodem odejścia Jaceniuka była odmowa Rady Najwyższej poparcia inicjatywy gabinetu ministrów wzywającej do zmian w systemie zasilania budżetu państwa, a to w celu sfinansowania tzw. operacji antyterrorystycznej na południowym wschodzie Ukrainy. Mianoby, między innymi, radykalnie zwiększyć podatek od wydobycia surowców, a także VAT (w tym także od rolników), a jednocześnie zmniejszyć wydatki państwa poprzez radykalne obcięcie wypłat emerytur i świadczeń socjalnych. Zaproponowano na przykład, aby pracowników sektora budżetowego wysyłać na 2-miesięczne bezpłatne urlopy.
Dymisja Jaceniuka jest po prostu kolejnym przejawem postępującego chaosu po rozpadzie koalicji parlamentarnej, zauważa prezydent rosyjskiego Centrum Analizy Systemowej i Prognozowania Rostisław Iszczenko:
Ze strony Jaceniuka to może być jeszcze wyrachowany krok polityczny, dlatego, że pora już uciekać z tonącego okrętu. Ale nie sądzę, żeby Jaceniuk był na tyle przewidujący. W danej sytuacji on po prostu postąpił tak, jak powinien postąpić jeden z liderów partii w przeddzień wyborów parlamentarnych. Trzeba pozostawić po sobie w miarę dobre wspomnienia, o tym, że jakoby chciał dobrze i postąpił uczciwie. Można zatem powiedzieć, że w ten sposób rozpoczął kampanię wyborczą.
Jak zauważa ukraińska agencja UNIAN, w ostatnim czasie o nieuchronnym rozwiązaniu Rady Najwyższej mówiono powszechnie i często. Od marca kijowski parlament nie przyjął ani jednej decyzji systemowej. A propozycje budżetowe rządu, pośrednio adresowane do Międzynarodowego Funduszu Walutowego (Fundusz bowiem obiecał kredyty w zamian za redukcję wydatków państwowych), wywoływały, co zrozumiałe, negatywną reakcję w społeczeństwie. Połączenie tych dwóch czynników – konieczności nowych wyborów i niepopularnych redukcji budżetu – zadecydowało o dalszym rozwoju wydarzeń. Jaceniukowi najłatwiej było odejść, zarówno po to, aby zachować twarz przed MFW, jak i po to, aby zacząć kampanię wyborczą z wygodnej pozycji, umywając ręce na wypadek ostatecznego upadku ukraińskiej gospodarki.
Tak czy inaczej, eksperci dość zgodnie nazywają dymisję zgłoszoną przez Jaceniuka „podstawieniem nogi” prezydentowi Poroszence. Premier przerzucił bowiem w ten sposób całą dalszą odpowiedzialność na szefa państwa, stwierdza ukraiński poseł Oleg Cariow:
Petro Poroszenko bardzo chciał, aby Arsenij Jaceniuk pokierował w wyborach parlamentarnych jego partią pn. „Solidarność”. Jaceniuk do ostatniego momentu wywijał się i odmawiał. Dobrze wiedział co robi. Wobec koniecznych decyzji, w obecnej sytuacji gospodarczej i przy wszystkich jej perspektywach, związywać swój los z Petrem Poroszenką to prawie samobójstwo polityczne. Trzeba wszystko gruntownie przemyśleć od początku, zanim się podejmie decyzję. Dla Petra Poroszenki ważne jest kontrolowanie parlamentu, a poprzez parlament – rządu. Zwycięstwo partii „Solidarność” w wyborach do parlamentu rozwiązałoby mu ręce. Zgodnie z krążącymi publicznie informacjami, jeszcze niedawno Jaceniuk porozumiewał się z Poroszenką na temat swojej „politycznej przyszłości” w kontekście przedterminowych wyborów. Ale potem najwidoczniej się rozmyślił. Możliwe, że jako szef tzw. „rządu kamikadze” uwierzył we własne możliwości wyborcze i zdecydował, że dalsza współpraca z prezydentem nie jest mu już więcej potrzebna.
Ostatecznie, nie jest przecież nic gorszy od Poroszenki: jest nawet od niego młodszy, też ma jedynie słuszne pochodzenie, jest dobrze zamocowany w USA (protegowany p. Nuland!) i też nieźle się już nakradł, skoro jego majątek osobisty szacują na ponad miliard dolarów. W warunkach ukraińskich (i nie tylko) jest to więc niemal idealny kandydat do najwyższych urzędów w państwie.
Czyżby tego nazwiska trzeba się nauczyć na pamięć?
Bogusław Jeznach