Radosław Sikorski, wiceprzewodniczący rządzącej koalicyjnie w Polsce Platformy Obywatelskiej, w kalejdoskopie polskich i europejskich polityków jest postacią nadzwyczaj barwną, słynącą z wygórowanych ambicji politycznych, mało dyplomatycznych i nieprzemyślanych wypowiedzi oraz upodobaniem do blichtru i zachowań narcyzowatych.
W Polsce – dla jednych jest fajerwerkiem inteligencji i genialnym politykiem, dla innych – niedouczonym i snobizującym się kabotynem. Polityka zagraniczna, jaką w imieniu rządu RP prowadzi, jest oparta na rusofobii i lobbingu transatlantyckim.
Wbrew pozorom, sukcesów polska dyplomacja pod jego kierownictwem nie ma. Unijne Partnerstwo Wschodnie, polityczne dziecko polskiego MSZ – w przypadku Ukrainy zamieniło się w krwawą wojnę domową. W działaniach na głównej osi gospodarczo – politycznej UE: Paryż – Berlin – Moskwa, Polska poniosła sromotną klęskę.
Niemcy, pod przywództwem kanclerz Merkel, usilnie zabiegali, by na tej osi znalazła się z natury rzeczy także i Warszawa. Po wstąpieniu Polski do UE utworzono nawet wewnątrz unijny układ polityczny zwany Trójkątem Weimarskim. Polsce, niemalże automatycznie, przypadła rola reprezentanta państw postsocjalistycznych w Europie Środkowo-Wschodniej, jako największego i stosunkowo najsilniejszego państwa w tym regionie.
Wciąganie Polski przez Niemcy do konstruktywnych działań w ramach osi nasiliło się po zwycięstwie PO w kolejnych wyborach i oddanie steru rządów w ręce Donalda Tuska. Na tle wydarzeń na Ukrainie okazało się, że Polska do roli, jaką dla niej widzi „stara” UE – nie dorosła. Wszelkie próby podejmowane przez szefów dyplomacji Trójkąta Weimarskiego w sprawie wyciszenia konfliktu na Ukrainie przyniosły fiasko i zaostrzenie sytuacji.
Polska w sprawie Ukrainy, dzięki działaniom polskiego MSZ, a także naczelnych władz państwa, od samego początku zeszła z pozycji obserwatora i doradcy. Przyjęła postawę strony, i to szalenie zaangażowanej, zwłaszcza w ostatnim sporze społecznym na Ukrainie, opowiadając się za niekonstytucyjnym obaleniem na Ukrainie legalnie sprawującego swój urząd prezydenta, za objęciem władzy przez grupy nacjonalistyczne i neofaszystowskie, wreszcie za bestialskim pacyfikowaniem zbuntowanej ludności z obszarów wschodnio-południowej Ukrainy. Tym samym wpisując się w scenariusze nakreślone w USA dla Ukrainy.
Francja, Niemcy i Rosja przy takiej postawie Polski nie chcą już korzystać z usług polskiej dyplomacji w sprawach Ukrainy. Minister Sikorski przestał być zapraszany na konsultacje dot. transgranicznego sąsiada.
Praktycznie ze wszystkimi wschodnimi sąsiadami, dzięki pracy MSZ na rzecz tamtejszych grup polonijnych, Polska jest w mniej lub bardziej jawnym konflikcie dyplomatycznym.
Polskie pomysły energetyczne w UE nie cieszą się estymą i natrafiają na spore przeszkody. Relacje z Rosją są fatalne, mimo udanego eksperymentu, jakim jest ruch bezwizowy między Obwodem Kaliningradzkim a polskimi powiatami przygranicznymi. Ale tylko dlatego, że przynosi on krociowe zyski dla polskiego handlu detalicznego w tych regionach.
Niemniej jednak, ilekroć w Europie zwalnia się prestiżowe stanowisko, jak np. szefa NATO czy unijnej dyplomacji natychmiast na europejskiej giełdzie medialnej potencjalnych „pewniaków” pojawia się nazwisko Sikorskiego.
Obecnie minister Sikorski ostrzy zęby na stanowisko szefa unijnej dyplomacji. W Brukseli jego szanse ocenia się jako nikłe lub wręcz zerowe, w Polsce, jako bardzo realne.
Sytuacja w Unii Europejskiej jest trudna i skomplikowana. Na pograniczu UE z państwami trzecimi trwa wywołana przez unijne pomysły i z inspiracji USA – tragiczna wojna domowa na Ukrainie. Naciski USA, by wobec Rosji, wykorzystując sytuację na Ukrainie, prowadzić politykę opartą na reaktywowanej doktrynie Trumana (powstrzymywania i ograniczania wpływów, oraz wprowadzania sankcji gospodarczych), natrafiają na bardzo duży opór państw silnie powiązanych gospodarczo z Rosją, głównie z tzw. „starej Unii”.
Natomiast pomysły USA cieszą się akceptacją ze strony niektórych państw postsocjalistycznych. Ponadto ostatnia amerykańska afera szpiegowska w Berlinie, szalenie nadwyrężyła stosunki między RFN a USA.
Nasilenie się postaw nacjonalistycznych w państwach unijnych i coraz silniejsza ich reprezentacja w Parlamencie Europejskim, wywołują wewnątrz unijne zadrażnienia polityczne, jak np. z Wielką Brytanią.
Dla lobby transatlantyckiego, które otacza obecnie w Unii mało komfortowa atmosfera, kandydatura Sikorskiego na szefa unijnej dyplomacji jest ucieleśnieniem marzeń. Daje pełną gwarancję realizowania celów Waszyngtonu w Europie.
Dla trzonu państw UE, takich jak Francja czy Niemcy, a nawet Wielka Brytania, decydujących o obliczu politycznym Unii, kontrowersyjna osoba Sikorskiego nie wchodzi w rachubę. Unia nie jest zainteresowana, ani też przygotowana na konfrontacje z Rosją, woli pokojowe współdziałanie i kooperacje gospodarcze.
Podobnie było przy obsadzaniu stanowiska sekretarza generalnego NATO. Gdy media zachodnie bez mała ogłosiły Sikorskiego szefem NATO, Angela Merkel, kilka miesięcy przed terminem wymogła ujawnienie nazwiska nowego szefa Sojuszu, b. premiera Norwegii, polityka zrównoważonego.
Odnoszę wrażenie, że minister Sikorski ma świadomość znikomych szans na przewodzenie unijnej dyplomacji. Nie mniej jednak, przyczyny niepowodzeń nie dostrzega w swoim zachowaniu czy pracy zawodowej, ale w ujawnieniu jego rozmów w aferze podsłuchowej, która przetacza się przez Polskę. Przecież z tych rozmów wynika, że „nie kłamię, nie intryguję” – skarży się mediom.
To, że nie można powierzyć odpowiedzialnego stanowiska, komuś, kto nie zna elementarza profesjonalnego dyplomaty, chlapie ozorem, co mu ślina na język niesie oraz nie jest w stanie przewidzieć konsekwencji swego działania – jakoś do świadomości szefa polskiej dyplomacji nie dociera. W Polsce jest to zjawisko normalne.
Zofia Bąbczyńska-Jelonek