Niektórzy mówią, że pierwszy milion trzeba ukraść, ale to wcale nieprawda.
Wystarczy dostać się do Parlamentu Europejskiego i pieniądze przychodzą równie łatwo i szybko. Taki wniosek można wysnuć, przeglądając oświadczenia majątkowe europosłów… Sami nie ukrywają, że trudno znaleźć lepszą posadkę.
Polacy, którzy obserwują prace europosłów nie mają o posłach zbyt dobrego zdania. Dowód? Wczoraj Akademia Koźmińskiego i Centrum im. Adama Smitha opublikowały opisujące to sondaże.
Aż 68 proc. przebadanych uznało, że mandat europosła to dla polityków „skok na kasę”, 40 proc. że to „polityczna emerytura”. W to, że jest to „polityczny awans” wierzy 41 proc. badanych. Ankieterzy sprawdzili też jakie słowa najlepiej opisują objęcie funkcji przez posłów. Pierwszym skojarzeniem były… „wakacje”.
– Zgromadziłem tyle pieniędzy, że, jak dobrze je zainwestuję bez szaleństw, to o pieniądze do końca życia, jak każdy europoseł tutaj, nie muszę się martwić – mówił otwarcie były już europoseł Marek Migalski (45 l.) w rozmowie z dziennikarzami Faktu. Nie on jeden został milionerem. Lidia Geringer de Oedenberg (57 l.) przyjeżdżając po raz pierwszy do Brukseli, miała 94 tys. zł oszczędności, dwa domy i dwa mieszkania. A teraz 245 tys. zł na koncie, jeden dom i sześć mieszkań wartych 2,5 mln zł.
Czyż można wyobrazić sobie lżejszą pracę za większe pieniądze? A Andrzej Grzyb (58 l.) z PSL zgromadził imponujący zapas gotówki. Z 22 tys. zł w 2009 roku jego konto spuchło do… 662 tys. zł!
Artur Kowalczyk