Prasa komentuje wybór Junckera na przewodniczącego Komisji Europejskiej i rozważa, jak będzie wyglądać teraz rola Niemiec w UE.
„Przynajmniej przemówienie Junckera w Strasburgu ukazuje, że ma on ochotę na zmiany” – pisze „Badisches Tagblatt”. „Wszystkie negatywne opinie, jakie o nim kursują: polityczny weteran, stary zabijaka, wstecznicki tradycjonalista – naświetlają tylko jedną stronę jego życia. Na te wszystkie określenia można także spojrzeć pozytywnie: To, że jest on przedstawicielem małego kraju członkowskiego, nie przyniesie UE żadnej szkody. To, że wzorami byli dla niego tacy Europejczycy jak Jacques Delors, Francois Mitterrand czy Helmut Kohl, niektórzy mogą uważać za wstecznictwo. Ale to przypomina o pokojowym projekcie, jakim było zjednoczenie Europy. Oczywiście, że takie ujęcie nie wystarcza, kiedy w momentach kryzysowych każde z 28 państw członkowskich obstaje przy swoich partykularyzmach, blokując się nawzajem. A niby dlaczego ktoś, kto ze schedy po tych nestorach czerpie siłę i motywację, nie miałby uprawiać polityki skierowanej w przyszłość?”
„Muenchner Merkur” zaznacza, że „Pierwszym sprawdzianem rzeczywistej gotowości do reform będzie powołanie nowych członków Komisji. Obietnica Junckera, że kompetencje będą liczyć się bardziej niż proporcje, szczególnie przy nominowaniu kobiet i mężczyzn, to wielkie słowa. Większe szanse zdaje się mieć jednak obietnica restrukturyzacji pracy komisarzy, z lepszym ukierunkowaniem jej na rzeczywiście poważne zadania UE. I żeby już w zalążku obywatelom zaoszczędzono dyrektyw ws. tego, czy w restauracji ma na stole stać oliwa w otwartym dzbanuszku, czy też nie. Juncker obiecał UE nowy początek. Skazany jest on na sukces w obliczu potęgujących się sił antyeuropejskich”.
„Rhein-Zeitung” przypuszcza, że relacje między Berlinem a Brukselą staną się trudniejsze: „Były kanclerz Helmut Kohl nazwał swego czasu Jean-Claude’a Junckera swoim 'politycznym wychowankiem’. Kanclerz Merkel nie raz zżymała się na przemądrzałą krytykę byłego szefa eurogrupy Junckera. Obydwoje znają się na tyle dobrze, że ich wzajemna sympatia ma swoje granice. To sprawi, że rola Niemiec, które w przeszłości pomawiano o żądzę dominacji, nie będzie łatwiejsza. Ale możliwe, że będzie to szansą na nowe sojusze, inne koalicje i lepszą współpracę w przyszłości. Juncker nie jest zbyt silny. Ale też nie tak słaby, jakby sobie tego niektórzy życzyli”.
„Sueddeutsche Zeitung” uważa, że „Juncker nie jest żadnym Herkulesem. Będzie mu potrzebne poparcie PE, a przede wszystkim Rady, by przekonać Europejczyków do zalet ich Unii. Szefowie państw i rządów muszą zadbać o to, by u boku Junckera znaleźli się zdolni komisarze i przy wyborze pozostałego personelu na europejskim parnasie bardziej zważać na kompetencje niż proporcjonalność. Juncker nie jest nowicjuszem. Jakby nie było obiecał on Europie nowy początek. Takie niezobowiązujące obietnice robiło już wielu przed nim. Ale może tym razem będzie inaczej”.
„Stuttgarter Zeitung” pisze: „Juncker w ostatnich miesiącach wciąż dawał do zrozumienia, że ataki na jego osobę nie spływają po nim jak po gęsi. Ale pokazał także, że potrafi walczyć i jest wytrawnym politykiem potrafiącym zabiegać o władzę. O tym musiał się przekonać przede wszystkim Brytyjczyk Cameron. Podczas gdy chciał on podburzyć UE przeciwko Junckerowi, Luksemburczyk po cichu zjednał sobie zastęp sprzymierzeńców. Czyli Juncker jest przygotowany. Może dlatego w trakcie wtorkowego głosowania w strasburskim parlamencie nie sprawiał w ogóle wrażenia wiekowego i steranego walką człowieka. Już wcześniej rzucał w kierunku swoich krytyków: 'Nie chcę zostać przewodniczącym, żeby Europa pozostała taka, jaka jest’. To brzmi wręcz jak zapowiedź reform”.