Gdy rząd Donalda Tuska zabiega o „zwiększanie faktycznej obecności sił NATO na terytorium Polski”, Czechy wykazują w tej materii o wiele większą powściągliwość. Czeski minister obrony oświadczył wręcz, że jego kraj nie patrzy przychylnie na propozycję rozmieszczenia w nim zagranicznych sił NATO. Według ministra Czesi wciąż mają w pamięci sowiecką inwazję z 1968 roku, więc obecność obcych żołnierzy nie najlepiej by się im kojarzyła.
Martin Stropnický, minister obrony Czech, dał do zrozumienia, że rząd tego państwa nie zamierza gościć na swojej ziemi zagranicznych żołnierzy NATO.
– Dobrze wiemy, że stałe stacjonowanie zagranicznych oddziałów jest ciągle problemem. Należę do generacji, która doświadczyła obecności 80 tys. sowieckich żołnierzy, stacjonujących tutaj w okresie „normalizacji” (po 1968 roku), i wciąż jest to pewien problem psychologiczny – zaznaczył Stropnický, którego cytuje stacja TVN24.
Minister podkreślił, że Czechy, członek NATO od 1999 roku, są gotowe np. na zintensyfikowanie sojuszniczej współpracy szkoleniowej. Niemniej w kwestii przyjęcia zagranicznych żołnierzy Stropnický jest „raczej sceptyczny”.
W sprawie samego kryzysu ukraińskiego czeski minister nie wyróżnił się jednak na tle swoich sąsiadów, podkreślając, że Rosja prowadzi ws. Ukrainy „kampanię dezinformacyjną” poprzez „manipulowanie faktami”. W związku z kryzysem ukraińskim NATO rozważa możliwość rozmieszczenia w Europie Wschodniej dodatkowych oddziałów.
Tymczasem Polska zabiega o obecność zagranicznych sił NATO na swoim terytorium. – Gdyby znalazły się u nas dwie ciężkie brygady krajów NATO, byłbym usatysfakcjonowany i szczęśliwy – powiedział na początku kwietnia minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski.
Tomasz Baliszewski