USA zapominają o „agresji”, kiedy potrzebują rosyjskiej pomocy

Kiedy amerykańska dyplomacja natrafia na problem, na pomoc przychodzi „przyjacielski telefon” do Rosji, która do chwili pojawienia się tego problemu była „agresorem” i „zagrożeniem europejskiego bezpieczeństwa”. USA mylą się sądząc, że Moskwę można „traktować jak zabawkę”, uważa amerykański dziennikarz.

 To, co prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama już zdążył nazwać „dyplomatycznym triumfem”, czyli porozumienie „szóstki” i Iranu w sprawie programu jądrowego, byłoby niemożliwe bez udziału Rosji, przekonany jest pisarz i dziennikarz Finian Cunningham.

W ciągu tygodnia sekretarz stanu USA John Kerry prowadził rozmowy w formacie „jeden na jeden” z ministrem spraw zagranicznych Iranu Javadem Zarifem, aby osiągnąć „wstępne porozumienie” w ramach forum genewskiego, przypomina dziennikarz. Potem szefowie MSZ pozostałych państw „szóstki” – Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec, Chin i Rosji – dołączyli do kolegów, aby nadać procesowi niezbędny impuls. Jednak decydujący wpływ na przebieg procesu miał minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow, do którego, według doniesień mediów, zwracał się John Kerry. Na znaczenie rosyjskiej dyplomacji dla ostatecznego powodzenia procesu negocjacyjnego zwróciła uwagę także rzeczniczka departamentu stanu Marie Harf, która wspomniała o „kluczowej roli” i pomocy Siergieja Ławrowa oraz ekspertów z rosyjskiego MSZ na rozmowach w Lozannie, jak zauważa Cunningham.

„To ta sama Rosja, którą Zachód demonizował przez ostatnich 12 miesięcy, oskarżając rosyjskiego prezydenta o „aneksję terytorium” i stworzenie zagrożenia dla bezpieczeństwa Europy, a nawet całego świata. <…> Na ile to (słowa amerykańskich urzędników o roli rosyjskiej dyplomacji – przyp. red.) jest zgodne z ostrymi prowokacjami i oskarżeniami pod adresem Rosji?” – zadaje pytanie Cunningham.

Ironia sytuacji polega na tym, że dla uzgodnienia szczegółów ewentualnego zniesienia sankcji wobec Iranu, Waszyngton woła na pomoc inny obiekt swojego ekonomicznego nacisku – Rosję, pisze Cunningham.

Zdaniem dziennikarza, Waszyngton po raz kolejny odsłonił rozdźwięk pomiędzy oficjalnymi oświadczeniami amerykańskich władz i ich działaniami w konkretnych sytuacjach. To świadczy o tym, że agresywna kampania informacyjna Zachodu przeciwko Rosji co najmniej nie ma realnych podstaw i jest tylko odbiciem zadufania wychodzącego daleko poza granice zdrowego rozsądku, przekonany jest Cunningham.

Z jednej strony oskarżenia o „agresję” i wprowadzenie nieuzasadnionych sankcji, z drugiej – „przyjacielskie” rozmowy telefoniczne do Rosji w chwilach, kiedy amerykańska dyplomacja napotyka poważny problem, stwierdza dziennikarz. „Rozumie się, że dobra wola Moskwy wobec Waszyngtonu nie jest bezgraniczna, biorąc pod uwagę tę obstrukcję ze strony USA, której poddawano Rosję w ostatnich latach” – podumowuje Cunningham.

Finian Cunningham

Więcej postów