Duda chce zostać najwyższym przedstawicielem RP

Prezydent to najwyższy przedstawiciel Polski za granicą. Oczywiście realnie większe znaczenie ma minister spraw zagranicznych, ale sprawy międzynarodowe to podstawowa sfera aktywności głowy państwa. Teraz chce się nią zajmować Andrzej Duda, o którego wypowiedziach można powiedzieć wiele, ale nie to, że są dyplomatyczne.

 

Prezydent dostał w polskiej konstytucji niewiele uprawnień, ale są dwie kwestie, które uznaje się za podstawowe kompetencje głowy państwa. Pierwsza to wojsko, druga to polityka zagraniczna. Widać to także w przebiegu kampanii wyborczej, która często skupia się na tych dwóch kwestiach. Bo niezależnie od tego, kto wygra wybory, dużą część z najbliższych pięciu lat spędzi w samolotach.

Komorowski – daleko od ideału

Podróże zagraniczne i przyjmowanie przywódców innych państw to sól prezydentury. Głowa państwa powinna więc zajmować się tworzeniem dobrego klimatu pod rozmowy premiera i ministra spraw zagranicznych, którzy mogą w naszym imieniu podejmować konkretne zobowiązania czy podpisywać umowy.

Bronisław Komorowski przez lata działalności politycznej opanował umiejętność mówienia długo, kwieciście i na okrągło. Na początku prezydentury zdarzały mu się językowe wpadki, jak ta z polowaniem z Waszyngtonu. Problemy Komorowskiego z językiem dyplomacji były raczej drobnymi wpadkami fajtłapy, niż incydentami nadwyrężającymi nasze stosunki z jakimś państwem. Kosztowało nas to rumieniec wstydu, ale nie napięcia międzynarodowe.

Duda – blisko do katastrofy

Takich wpadek udawało się dotychczas uniknąć Andrzejowi Dudzie. Jednak śledząc kampanijną aktywność polityka, obawy o jego umiejętność dostosowania się do języka dyplomacji są zasadne. Bo publiczne wypowiedzi kandydata PiS pokazują, że nie stroni on od ostrych opinii, często daleko na wyrost. Duda nagminnie używa zbyt mocnych słów, by opisać rzeczywistość.

Twardy język

“Państwo polskie zaczyna przypominać państwo totalitarne” – stwierdził Duda w czasie Hangoutu Google. Tak mocne słowa padły po pytaniu o 6-latki w szkołach. W innych kwestiach Duda także nie stroni od twardych opinii, zupełnie nieprzystających do wagi problemu.

Duda nie unika powtarzania teorii, na które nie ma żadnych dowodów. Tak było po wyborze francuskich śmigłowców dla polskiej armii. Kandydat PiS stwierdził, że “przeczytał gdzieś” teorię, że wygrana Francuzów może być ceną za europejską karierę Donalda Tuska. Oczywiście do dzisiaj żadnych dowodów na to nie przedstawił.

Jak w kalejdoskopie

Dobrym zwyczajem w dyplomacji jest też stałość poglądów. Z tym Duda ma jeszcze większy problem niż z trzymaniem nerwów na wodzy. O zmianach jego stanowiska ws. in vitro można by napisać książkę.

Problemy z językiem dyplomacji dręczą Dudę od początku kampanii. Zaczęły się od jego odpowiedzi na pytanie o pomysł Zbigniewa Bujaka, by wysłać polskich żołnierzy na Ukrainę. – Pamiętajmy o tym, że jeżeli już, to Polska mogłaby udzielić wsparcia, należałoby to rozważyć, to jest bardzo poważna decyzja. Trzeba by się było nad nią dobrze zastanowić – stwierdził.

Nawet tłumacz nie pomoże

Później zarzucał wszystkim manipulowanie jego słowami i zapowiedział pozwanie Ewy Kopacz. Duda tłumaczył też, że to była dyplomatyczna odpowiedź na pomysł Bujaka. I choć stwierdził, że trzeba takie rozwiązanie rozważyć, w istocie uważa, że to błędny postulat.

Jak widać w sferze dyplomacji Duda musi jeszcze dużo praktykować, by nie popełnić podobnych błędów podczas rozmów z sojusznikami Polski, a przede wszystkim z naszymi przeciwnikami. Sam przyznał zresztą, że woli korzystać z tłumacza, bo to daje mu więcej czasu na odpowiedź. Ale tłumacz nie jest w stanie załagodzić wszystkich nieścisłości i pomyłek polityka.

Dyplomacja to najważniejsze zadanie prezydenta. Choć ważne jest tutaj doświadczenie, które Duda może nabyć, najbardziej istotny zdaje się być charakter polityka. A z charakteru Duda jest raczej “dyplomatołkiem” (określenie śp. Władysława Bartoszewskiego), niż wyważonym dyplomatą.

Kamil Sikora

Więcej postów