Kryzys gospodarczy? To dopiero początek!

PiS chce spełnić swoje obietnice wyborcze, a do tego potrzebuje ogromnych pieniędzy. Żeby je zdobyć, planuje zmienić stabilizującą regułę finansową, która chroni kasę państwa. Eksperci ostrzegają, że luzowanie polityki fiskalnej państwa jest bardzo ryzykowne. Rząd chce zrealizować obietnice wyborcze, ale nie patrzy przy tym na finanse państwa. Tak być nie może!

 Stabilizująca reguła wydatkowa to pewnego rodzaju zabezpieczenie przed nadmiernymi wydatkami z kasy państwa. Ta, która obowiązuje dziś zakłada, że wydatki publiczne w 2016 roku mogą być wyższe o 15 mld zł, a w 2017 o kolejne 20 mld zł. Problem polega na tym, że większość tych pieniędzy już została rozdysponowana na m.in. podwyżki płac w budżetówce i dodatki dla emerytów.

PiS będzie przeprowadzać te propozycje (poprzedniego rządu PO i PSL), ale ma także dodatkowe wydatki. Na realizację obietnic wyborczych potrzebuje przynajmniej 32 mld zł. Koszt programu 500 zł na dziecko i powrotne obniżenie wieku emerytalnego wyniesie w 2016 roku ok 17 mld. Rok później koszt wzrośnie o kolejne 7 mld zł. Jeżeli rząd zdecyduje się także na podwyższenie kwoty wolnej od podatku, to będzie musiał znaleźć w budżecie dodatkowe 15,8 mld zł rocznie.

PiS zamierza rozmontować politykę fiskalną państwa, w ten sposób zyska pieniądze na własne cele. Chce zmienić prognozy inflacji i zwiększać limit wydatków o działania jednorazowe i tymczasowe. Ekonomista Plus Banku, Wiktor Wojciechowski uważa, że nie powinno się finansować wieloletnich programów socjalnych z jednorazowych wpływów. Ponadto eksperci przestrzegają, że takie działania mogą być postrzegane negatywnie przez Komisję Europejską.

– Działania rządu pokazują, że jest on bardzo zdeterminowany, aby zrealizować swoje obietnice, nie zwracając uwagi na limit dla deficytu – mówi Michał Burek, ekonomista Polbank.

Politycy PiS próbują się bronić. Doradca partii prof. Witold Modzelewski przekonuje, że ważny jest nie poziom wydatków, ale wysokość deficytu, czyli różnica między wydatkami a dochodami. A rząd planuje pozyskać dochody z wyższych podatków od banków i supermarketów oraz z uszczelniania systemu podatkowego.

Ekonomiści nie dają jednak za wygraną. – Wpływy z zapowiadanych podatków sektorowych sumują się do ok. 10 mld rocznie, a wyniki uszczelniania systemu podatkowego są mocno niepewne, po stronie wydatków mamy zaś kwoty kilkakrotnie wyższe – komentuje Marcin Mrowic, główny ekonomista Banku Pekao.

JAN RADŽIŪNAS

 

Więcej postów

1 Komentarz

Komentowanie jest wyłączone.