Chiński problem Polski

Wizyta pani Beaty Szydło Prezes Rady Ministrów w Chinach i jej spotkanie z panem z panem Xi Jinpingiem Prezydentem Chińskiej Republiki Ludowej jest pięknym przypomnieniem sukcesów dyplomacji Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.

Co niestety zostało przemilczane przez większość naszych mediów, jednak Chińczycy doskonale pamiętali i przypomnieli o relacjach Polski i Chin, w tym o uznaniu przez Polskę Chin Ludowych 5 października 1949r. Już sam stosunek do tej pamięci, pokazuje że jest istotna różnica w pojmowaniu kwestii ciągłości państwa w naszym kraju i chyba wszędzie indziej. To kwestia poboczna, ale ważna – warto mieć ją w pamięci.

Pani premier wygłosiła wiele ważnych słów, mówiła o poważnych ofertach ze strony Chin. Sam skład jej delegacji, w której było kilka osób istotnych dla naszej gospodarki, w tym przede wszystkim osoby odpowiadające za pomysł stworzenia centralnego portu lotniczego. Pan Prezydent powiedział coś, bardzo ciekawego – o pragmatycznym podejściu pani premier, do rozwiązywania problemów.

To ważna wizyta, zwłaszcza że jest to spotkanie przywódców państw zainteresowanych koncepcją Jednego Pasa i Jednego Szlaku. Jeżeli ten projekt będzie realizowany, będzie to cały szereg umów bilateralnych pomiędzy Chinami, a krajami zainteresowanymi. Jest to koncepcja odwrotna od idei współpracy transpacyficznej lub transatlantyckiej, jak również europejskich i euroazjatyckich porozumień gospodarczych. Chińczycy są pragmatyczni, taka konstrukcja pozwala im na realizowanie własnych celów – bez tworzenia niepotrzebnych i trudnych w utrzymaniu bytów politycznych. Dzięki takiemu modelowi mogą podpisać porozumienia i z Rosją i z Polską, jak i Madagaskarem. Unika się przy tym trudnych negocjacji pomiędzy partnerami, bo partnerstwo jest jednokierunkowe – i wszyscy mają przepuszczać chińskie towary.

Prawdopodobnie Polska szuka w Chinach finansowania dla kilku dużych inwestycji, jak wspominany centralny port lotniczy. Mówi się o tym, ze mielibyśmy być bramą dla Chin do Europy (Madagaskar jest do Afryki). Ma to oczywiście sens logistyczny, można planować korzyści z przewozów cargo i ruchu pasażerskiego. Jeżeli udałoby się to spiąć z jakąś szerszą logistyką transportu lądowego, to mogłoby mieć sens. W tym znaczeniu, że bylibyśmy państwem niezwykle istotnym na szlaku. Mając węzeł logistyczny dla Chin w tej części Europy (inne są np. w Belgii, na Węgrzech i tworzą się w Grecji), na pewno zarabialibyśmy na tym pieniądze.

Nie jest to jednak związek oparty na miłości. Chińczycy przyjdą tutaj po to, żeby zarabiać pieniądze. Dotychczasowe doświadczenia dużych chińskich inwestycji w Polsce są raczej trudne. Nie chodzi o żadne zderzenie kultur, raczej o asertywność i nastawienie. Można powiedzieć, że trafił „swój na swego” i standardowy model budowany na uległości wobec inwestora w naszym przypadku się nie sprawdza. Jednak chińska obecność gospodarcza nad Wisłą wzrasta i jest tylko kwestią czasu, aż osiągnie masę krytyczną. Tj. będą zauważalne społecznie i przełożą się na wyzwania polityczne.

Jednak uważać trzeba już dzisiaj, ponieważ nie można popełnić błędów, których konsekwencje będziemy ponosić przez kolejne lata. Po pierwsze jak komukolwiek się wydaje, że w oparciu o Chiny, możemy być w jakikolwiek sposób w opozycji do Zachodu – ten żyje w świecie fantazji. Po drugie, nie jesteśmy dla Chin żadnym partnerem w niczym. Chyba, żeby Chiny chciały podbić Rosję, wówczas taki „sojusznik” na Zachodzie, może być dla nich bardzo ważny. Po trzecie – nie ma czegoś takiego, jak specjalne stosunki z Chinami. Wszystko na co możemy liczyć, to korzyści wynikające ze skali naszego rynku i z położenia geograficznego. NA NIC WIĘCEJ.

Generalnie jeszcze nie wiadomo, czy opłacą się nam działania, na których w ujęciu długofalowym Zachód może stracić? Na to zasadnicze pytanie, trzeba sobie odpowiedzieć, zanim się zacznie wykonywać jakiekolwiek działania wobec Chin. Nie da się zrozumieć dlaczego o relacjach z Chinami, nie rozmawiamy i nie wypracowujemy wspólnej strategii na poziomie unijnym? Czy ktoś może wytłumaczyć ten fenomen?

Już tak zupełnie na marginesie, jest jeszcze bardzo ciekawa, jednak wcale nie marginalna, ale fundamentalna kwestia. Chodzi o to, że nie ma mowy o żadnej współpracy lądowej z Chinami, bez współpracy z Federacją Rosyjską. Mapy nie kłamią, o co chodzi nie trzeba nikomu tłumaczyć. Jeżeli jednak na poważnie byśmy myśleli o czymkolwiek na kierunku chińskim, to nie można udawać, że Rosja nie jest w tej relacji państwem centralnym i decydującym. Chociaż, to może i będzie bardzo ciekawe, że naszą rusofobiczną politykę będą stabilizować z jednej strony relacje z Niemcami, a z drugiej nadzieje na relacje z Chinami.

Teraz będzie jedna refleksja specjalnie z dedykacją dla naszych licznych prawicowych czytelników. Widzimy na własne oczy, jak nasz rząd pielgrzymuje do KOMUNISTYCZNYCH CHIN! W Chinach oficjalną doktryną państwową jest Komunizm w lokalnej wersji (Maoizm). Poza tym, to z Chinami współpracować się da, przymykając oczy na prawa człowieka? Z Rosją się nie da? Gdzie tu jest logika? Gdzie tu jest pragmatyzm? Gdyby nasz rząd na serio myślał o relacjach z Chinami, to już dawno porozumiałby się z Rosją, wówczas w oparciu o taki potencjał, rzeczywiście moglibyśmy stać się hubem Azji dla Europy. No, ale się nie udało – jak zwykle – czego najlepszym dowodem jest Nordstream, wielki sukces naszych elit, stymulujących rozwój podwodnej inżynierii.

Podchodząc do rozmów z Chinami, trzeba być nie tylko pragmatykiem, ale przede wszystkim trzeba mieć atuty, inne niż gotowość do stania się jeszcze większym rynkiem zbytu dla chińskich produktów. Podstawowym problemem globalizacji jest brak symetrii w światowym handlu. Na dłuższą metę, ta nierównowaga doprowadzi do przeciągnięcia dyfuzji. W uproszczeniu – jak Zachód zbiednieje, nie będzie kupował na Wschodzie. Jedynym sposobem na zmuszenie Chin do porozumienia, które pozwalałoby na wyrównanie bilansu handlowego jest siła. W naszym wypadku można to osiągnąć tylko działając jako Unia Europejska, najlepiej wspólnie z Chinami, USA, Japonią i jeszcze krajami BRICS. Pojedynczo, Chińczycy wyłuskają nas jak małe pisklęta. Wszelkie inne inicjatywy, są tak naprawdę na rękę Chin, proszę zrozumieć – ich nie interesują nasze kłopoty, tylko to ile elektronicznego badziewia co roku kupimy. W sumie to od nas importują tylko miedź.

Chiny to wielka szansa, ale w obecnym ujęciu i przy podejściu – „projektowym”, to tylko chiński problem Polski.

OBSERWATORPOLITYCZNY.PL

Więcej postów