Dlaczego Amerykanie nie zniszczyli pasów w bazie Asada?

Kilkanaście godzin po amerykańskim ataku na bazę lotniczą w Szajrat wylądowały w niej syryjskie samoloty. Czy to oznacza, że atak na siły Asada to był mały deszcz z dużej chmury?

 Atak pocisków manewrujących Tomahawk, które spadły na położoną 40 km od miasta Hims bazę Szajrat, drugie co do wielkości lotnisko wojskowe w Syrii, był imponujący. Dwa krążące po Morzu Śródziemnym niszczyciele odpaliły 59 tomahawków. Według amerykańskich źródeł do celu nie dotarł tylko jeden (rosyjskie media twierdzą jednak, że po drodze spadła połowa). Każdy z tych pocisków przenosi półtonową głowicę bojową. Oznacza to, że na syryjskie lotnisko spadły ładunki o masie 29 ton. To niedużo. Tyle na swoim pokładzie może przenieść jeden bombowiec strategiczny B-52 lub dwa niewidzialne dla radarów B-2. Tyle że wysłanie lotnictwa nad Syrię mogłoby doprowadzić do konfrontacji z Rosjanami, którzy mogliby poderwać swoje lotnictwo lub odpalić rakiety ziemia-powietrze. Zagrożone byłyby nawet maszyny niewykrywalne dla radaru. W 1999 r. podczas nalotów na Jugosławię Amerykanie stracili jeden z „niewidzialnych” myśliwców F-117. Zestrzeliła go przestarzała serbska wyrzutnia.

Atak na bazę Szajrat był odwetem za zeszłotygodniowy syryjski atak chemiczny na miejscowość Chan Szajchun, gdzie sarin zabił ponad 80 osób, w tym wiele dzieci. Rada Bezpieczeństwa ONZ z powodu rosyjskiego weta (Rosja twierdzi, że ludzi zabił gaz z arsenału rebeliantów, w który uderzyła syryjska bomba) nie podjęła w tej sprawie żadnej decyzji. Wówczas zupełnie niespodziewanie Donald Trump rozkazał zniszczyć lotnisko, z którego do ataku na Chan Szajchun startowały syryjskie samoloty.

Zniszczone hangary, pas nietknięty

Na zdjęciach satelitarnych i fotografiach, które pokazały rosyjskie media, widać zniszczone magazyny, warsztaty, bunkry. Tomahawki uderzyły również w żelbetowe schrony dla samolotów. Jeden zawalił się, w dachach dwóch innych widać dziury. Pocisk najwyraźniej przebił się do wnętrza i tam eksplodował. Na jednym ze zdjęć udostępnionych przez Rosjan widać spalone resztki samolotu stojące pod wykonanym z żelbetu łukiem. Amerykanie szacują, że zniszczono 20 syryjskich maszyn. Na rosyjskich zdjęciach widać jednak kilka nietkniętych myśliwców typu Mig-21. Rosjanie pokazują to jako dowód, że atak się nie udał. Oblatane pod koniec lat 50. Migi-21 były używane przez reżim do ataków na pozycje rebeliantów. Dlaczego nie zostały zniszczone? Może Amerykanie nie chcieli marnować rakiet na stare samoloty i skupili się na nieco młodszych szturmowych Su-20 i myśliwcach Mig-23?

Jednak kilkanaście godzin po ataku w bazie Szajrat wylądowały syryjskie maszyny (być może te, które stamtąd ewakuowano, gdy Rosjanie przekazali Syryjczykom amerykańskie ostrzeżenie o ataku). Krótko potem samoloty ponownie ruszyły do ataku na pozycje rebeliantów. Pasy startowe w bazie (w 2015 r. rozbudowali je Rosjanie) były bowiem nietknięte, choć amerykańscy wojskowi zapewniali, że z bazy nie da się korzystać. Dlaczego?

Tomahawki nie wystarczą

To pytanie zadają swojemu prezydentowi sami Amerykanie. A Trump się broni. Na Twitterze. „Powodem, dla którego nie atakuje się pasów startowych, jest to, że łatwo i tanio je naprawić” – napisał amerykański prezydent. I minął się z prawdą.

Pas startowy w bazie Szajrat ma 3 km długości. Gdyby uderzył w niego tomahawk z półtonową głowicą, wyrąbałby w nim tylko dziurę. Zasypanie jej i ułożenie nowej nawierzchni nie zajmuje wiele czasu. Amerykanie mają jednak w arsenałach bomby BLU-107 Durandal, które wyprodukowano we Francji właśnie z myślą o niszczeniu pasów startowych. Bomby opadają nad cel na spadochronach, na niskiej wysokości odpalają silnik rakietowy, dzięki czemu z dużą prędkością, pod kątem ok. 40 stopni uderzają w powierzchnie pasa startowego. Wówczas detonuje się stukilogramowa głowica kumulacyjna. A sekundę później, gdy pocisk już wbił się kilkadziesiąt centymetrów pod powierzchnię pasa, eksploduje kolejny ładunek. Efekt? Powstaje głęboki na dwa metry i szeroki na pięć metrów krater. A pas startowy w promieniu piętnastu metrów jest zdeformowany. Naprawa takiej nawierzchni trwa. A na pas startowy nie zrzuca się przecież tylko jednego durandala. W ten sposób Amerykanie niszczyli irackie lotniska podczas pierwszej wojny w Zatoce Perskiej w 1990 r.

Problem w tym, że takie bomby trzeba zrzucić z samolotu. A Amerykanie zdecydowali się uderzyć za pomocą tomahawków.

Co ciekawsze, Amerykanie nie zbombardowali też znajdujących się w bazie magazynów, w których przechowywany jest sarin. Przedstawiciele Pentagonu twierdzą, że celowo. Zapewne chodziło o to, by uniknąć skażenia. Gaz bojowy mógłby wydostać się ze zgliszcz i zabić np. rosyjskich wojskowych. A to jeszcze bardziej zaostrzyłoby spór między Waszyngtonem a Moskwą.

Pytanie, na ile baza Szajrat wciąż jest sprawna. Jeśli tomahawki faktycznie zniszczyły zbiorniki paliwa, radary, magazyny z amunicją, to na razie Asad nie ma z niej większego pożytku, a lądowanie samolotów to tylko propagandowa zagrywka. Odbudowa Szajrat zajmie długie tygodnie.

Pytanie kolejne: czy syryjski dyktator zrozumiał przesłanie, jakie wysłali mu Amerykanie, odpalając tomahawki? Czy znowu użyje sarinu przeciwko rebeliantom? I co zrobi Trump, gdy tak się stanie?

BARTOSZ T. WIELIŃSKI

Więcej postów