Program gospodarczy PiS jest absurdalny?

PiS chce leczyć chorobę której nie ma. Choć akcja kredytowa rośnie chce uruchomić tanie kredyty dla firm, korzystając z aktywów NBP. Planuje program na absurdalne setki miliardów złotych.

 PiS chce leczyć chorobę której nie ma. Choć akcja kredytowa rośnie chce uruchomić tanie kredyty dla firm, korzystając z aktywów NBP. Planuje program na absurdalne setki miliardów złotych.

To bez wątpienia największe postąpienie w historii licytacji. O okrągłe 400 miliardów złotych podbił dziś PiS swoją wcześniejszą propozycję zaordynowania gospodarce programu inwestycyjnego wartego bilion złotych. Teraz ta kwota została zaktualizowana i uzupełniona o nowe pomysły co w sumie powinno dać pakiet wart 1,4 biliona złotych. To niewiele mniej niż roczne PKB Polski.

Fajerwerki

Większość tych kwot nie jest nowa, setki miliardów złotych z Unii Europejskiej na lata 2013 – 2020 zaklepaliśmy sobie już dawno. Spółka Polskie Inwestycje Rozwojowe, która pod zastaw akcji spółek skarbu państwa ma organizować finansowanie dla inwestycji infrastrukturalnych i energetycznych też jakoś sobie radzi. A plan pozyskania 200 mld zł dzięki „uwolnieniu” pieniędzy zamrożonych przez przedsiębiorców na lokatach długoterminowych znany jest od co najmniej roku. Chociaż ze sprawozdań NBP wynika, że polskie firmy mają mało lokat długoterminowych a już na pewno nie na gigantyczną sumę 200 mld zł. Na koniec 2015 roku, według prognoz KNF suma wszystkich depozytów sektora przedsiębiorstw będzie wynosić241 mld zł, ale w tej sumie przeważają lokaty krótkoterminowe.

Nowym fajerwerkiem gospodarczym PiS jest natomiast „Program Banku Centralnego”. Pod tym hasłem kryje się idea tak zwanego luzowania ilościowego przez Narodowy Bank Polski, czyli wprowadzenia do obrotu dużych ilości dodatkowych pieniędzy, ponadto co na codzień oferują banki w formie kredytów i pożyczek. Zgodnie z zamysłem PiS NBP miałby udostępnić swoje aktywa bankom komercyjnym a te miałyby je z kolei udostępnić małym i średnim firmom w formie niskooprocentowanych lub wręcz darmowych pożyczek.

Taki program w 2013 roku uruchomił bank centralny na Węgrzech. Na zbliżonym modelu bazuje też program LTRO, darmowych pożyczek dla europejskich banków, którymi EBC próbuje zachęcić banki do zwiększania akcji kredytowej i rozruszać tym samym koniunkturę gospodarczą. Polityka niskich stóp wszak zupełnie nie działa. Skutki LTRO też są na razie niewidoczne. I te pozytywne, bo dynamika PKB w strefie euro ani drgnie. Na Węgrzech wzrost gospodarczy w ubiegłym roku był taki jak w Polsce, ale w kolejnych dwóch ma zauważalnie spadać (w Polsce dynamika się utrzyma).

Drukujmy pieniądze!

Na razie nie widać też negatywnych symptomów, bo pompowanie w gospodarkę, nieco „na siłę” pieniędzy nieuchronnie zaburza swobodny obrót gospodarczy i prowadzi do tworzenia baniek spekulacyjnych czy finansowania zbędnych inwestycji. Oraz do wzrostu ryzyka pojawienia się w przyszłości nadmiernej inflacji.

Węgierski oraz Europejski Bank Centralny uruchomiły dodatkową kreację pieniądza, umownie zwaną dodrukiem pieniędzy, przede wszystkim z uwagi na mizerne tempo wzrostu gospodarczego i malejącą akcję kredytową. Ani firmy ani obywatele nie widzieli sensu i potrzeby finansowania swoich wydatków kredytami a i banki, z uwagi na niepewną przyszłość gospodarczą nie zachęcały specjalnie do pożyczania pieniędzy.

Na Węgrzech od 2008 roku kwoty udzielonych kredytów systematycznie malały (w sumie o ok. 30 proc.). W Polsce takiego problemu nie ma, akcja kredytowa nieznacznie, ale za to  systematycznie rośnie. W ubiegłym roku wartość kredytów zaciągniętych przez przedsiębiorców wzrosła o 4 proc. w tym ma podskoczyć o ok. 14 proc. Dlatego pod koniec września Jacek Bartkiewicz, wiceprezes NBP mówił, że zwiększanie kredytowania w gospodarce za pomocą niekonwencjonalnych rozwiązań, na przykład na wzór węgierski, jest na razie niepotrzebne.

Tanią akcję kredytową dla małych i średnich firm prowadzi natomiast państwowy Bank Gospodarstwa Krajowego wspierany w tym przez Europejski Bank Inwestycyjny.

Pobożne życzenia

PiS twierdzi, że „Program Banku Centralnego” przyniesie w ciągu 5 lat 350 mld zł tanich kredytów. To kwota astronomiczna, z pewnością większa niż kwoty jakie wydaliśmy na budowę dróg krajowych od zakończenia II wojny światowej. Dziś suma wszystkich zaciągniętych i aktualnie obsługiwanych kredytów dla sektora przedsiębiorstw wynosi ok. 300 mld zł. Wątpliwe jest by firmy były w stanie tą sumę szybko podwoić i przy okazji z sensem wydać tak ogromne pieniądze. Nie mówiąc już o sumarycznej kwocie 1,4 biliona inwestycji, niewiele przecież niższej od rocznego PKB Polski.

Ale do tych liczb nie warto się przesadnie przywiązywać. Ledwie kilkanaście tygodni temu PiS prezentował założenia programu, z którego wynikało, że nowe podatki od banków i supermarketów, a także uszczelnienie systemy podatkowego (co rzeczywiście jest palącym problemem) przyniesie 60 mld zł. Dziś, po aktualizacji, mówi już tylko o 40 mld zł.

Rozbieżności są też w wydatkach. Jeszcze suma, która będzie potrzebna na sfinansowanie 500 zł na dziecko jest dziś ta sama co wtedy (21,5 mld zł). Ale koszt zmian w emeryturach spadł z 10 do 5 mld zł, choć po 2020 roku (jak wynika z analiz rządowych) będzie to już kilkanaście miliardów złotych rocznej różnicy. A suma, na jaką autorzy programu PiS szacują koszt podniesienia kwoty wolnej od podatku do 8 tys. zł – czyli 7 mld zł, jest na zdrowy rozum zaniżona przynajmniej trzykrotnie. Założenia programu jak i kwoty wyliczeń będą się jeszcze zmieniać.

RADOSŁAW OMACHEL

Więcej postów