Teoretyczne państwo kierowane przez teoretycznych przedstawicieli

„Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu. Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio” – Konstytucja RP (roz. 1, art. 4).

Kiedy chodziłem do szkoły bardzo interesowałem się historią. Podstawówka, gimnazjum, liceum – od zawsze ją uwielbiałem. Ciekawiło mnie, jak to możliwe, że kiedyś byliśmy potęgą i bało się nas każde państwo. Był to czas szczególny. Czas, który dziś wspominamy z dumą, a na samą myśl, że tamta Polska rozciągała się od Morza Bałtyckiego, aż po Morze Czarne bierze nas zaduma. Tamten okres upłynął jednak bardzo szybko. Dopóki rządził król i szlachta się nie wtrącała – było ok. Wiek XVI – jego początek był naszym końcem.

Dlaczego zacząłem od historii? Dlatego, że wydaje mi się, iż zmierzamy do podobnego scenariusza. Z tym, że już nie jako państwo-gigant, a mała anomalia. Kropeczka na mapie Europy, która dla nikogo nic nie znaczy i nikt się z nią nie liczy. Tekst będzie o rządzie – nieudolnym i zakłamanym. Będzie przedstawiał jego hipokryzję i obłudę. Będzie o SLD i ich czarnych interesach. Będzie też o Smoleńsku i pluciu na PiS oraz kreowaniu przez media rzeczywistości. Będzie o demokracji – przeciętnym ustroju, w którym najlepiej odnajdują się Ci, którzy sami są przeciętni i nie mogą sobie w życiu poradzić.

Były takie okresy, że myślałem, iż Platforma Obywatelska zostanie zapchnięta tam, gdzie jej miejsce – w kąt. Zagarnięcie 153 mld zł z OFE, zwiększenie wieku emerytalnego, kupienie Pendolino, za które zapewne ktoś nieźle dostał w łapę, afera Amber Gold, podwyżka VAT i podatków, ustawa 1066, afera podsłuchowa i wiele, wiele innych. Zakrojone i jawne na tak szeroką skalę oszustwa względem Polaków nie znalazły odbicia w wyrażanym dla nich poparciu. Słupki drgały, ale nieznacznie, a mniejsze poparcie elektoratu rząd uzyskiwał jedynie wtedy, gdy przekręt wychodził na jaw. Następnie odradzał się niczym Fenix z popiołów i ze zwiększonym poparciem maszerował na szczyt. Nie wiem czemu, ale zawsze scenariusz był taki sam. Nie chcę żyć w takim państwie, gdzie od objęcia rządów przez partię byłego już „dobrodzieja” Narodu – Donalda Tuska – przez 7 lat wyjechało 3 mln Polaków, a jego podwładni mówili, że wyjeżdżają nie za pracą, tylko dlatego, bo chcą poznać inne kraje i Unia Europejska im to umożliwiła. Nie chcę też takiego państwa, gdzie jest 800 tys. urzędników, którzy tylko utrudniają załatwienie najprostszej sprawy, a wraz ze swoimi rodzinami stanowią żelazny elektorat partii rządzącej. Ja czuję się Polakiem i chcę tu zostać. Chcę pracować i zarobić na rodzinę. Chcę odłożyć trochę pieniędzy i wyjeżdżać raz w roku na wakacje. Nie chcę wiele, po prostu godnego życia dla mnie i moich bliskich. Nie chcę, żeby politycy decydowali za mnie we wszystkich dziedzinach i swoje dziecko chcę wysłać do szkoły w wieku 7 lat. Chcę też, żeby miało możliwość kupienia sobie w tej szkole batonika, a nie sałaty, bo tylko ja wiem, co będzie dla niego najlepsze.

Rząd jawnie Nas ograbia. Ze wszystkiego. Nawet z dumy życia w tym kraju. Potrafili przepchnąć ustawę, w której to stwierdzamy, że czujemy się odpowiedzialni za holocaust i każdemu Żydowi zamieszkałemu w Izraelu mamy wypłacać z naszych podatków comiesięcznie 100 dolarów odszkodowania (przeszła wspólnymi głosami PO, PSL, PIS, SLD i Twojego Ruchu). Doprowadza do tego, że politycy pokroju Baracka Obamy i Jamesa Comeya mówią o „polskich obozach śmierci”, a Żydzi uratowani przez Polaków podczas II wojny światowej oskarżają Nas o holocaust i antysemityzm. Czy rzeczywiście powinniśmy czuć się winni, że rzekomo jakieś zbrodnie popełniliśmy? Gdzie są Ci prawdziwi mordercy, gdzie prawdziwi dziennikarze, którzy nie plują na polskość i nie utożsamiają się z obcymi narodami? Gdzie bezstronność i doszukiwanie się prawdy, która mówi o Katyniu, Miednojach, Jedwabnem, Wołyniu, Auschwitz, Treblince? Gdzie upominanie się o swoje, o dumę i godność?

Zacząłem od demokracji, bo to słaby ustrój. Nie rządzi w nim większość, ale zdecydowana mniejszość, „elity”, które tę większość trzymają za pysk i tylko dają możliwość poczucia się wolnym. Przypomina mi się czas, kiedy to dyktat w Polsce prowadziło SLD. Był to okres naznaczony mafią pruszkowską, fundacją „Pro Civili” i aferami jeszcze większymi, niż te, które są obecnie, a o których można przeczytać tylko w internecie. Bardzo obszernie mówi o tym jeden z twórców „Pruszkowa” – Jarosław „Masa” Sokołowski, który, jak na spowiedzi wydał wszystkich i wszystko. Mafia wtedy była ochroną rządu, kontrolowała wiele dziedzin. Co się jednak stało, gdy okazało się, że dziennikarze zaczęli nagłaśniać malwersacje i przekręty polityków SLD? Zdyskredytowano ich, zastraszano, niektórych odwiedził seryjny samobójca (trzykrotne postrzelenie się w brzuch z kilku metrów uznane za samobójstwo). Dążę do tego, aby powiedzieć, że jak Sojusz zagarnął Polskę kilka lat temu, tak teraz zrobiła to Platforma. I jak rząd wtedy powinien zostać obalony po ujawnieniu takich przekrętów, tak powinien zostać obalony teraz po ujawnieniu afery podsłuchowej. Wtedy jednak winę zwalono na „nierzetelnych” dziennikarzy, którzy nie mieli prawa ujawnić tajemnicy państwowej, a teraz na kelnerów, którzy podsłuchiwali. Oni jednak byli tylko pionkami w tej grze. Wyszło więc na to, że to z podsłuchujących zrobili przestępców, a z polityków sprzedających kraj i biorących łapówki – medialnych męczenników.

Nie wiem, czy to demokracja tak kaleczy ludzi, że nie dostrzegają coraz to nowych machlojek, czy może są tak mało inteligentni, że myślą, iż głosowanie cały czas na tych samych polityków w końcu coś zmieni w ich życiu.

Swego czasu interesowałem się katastrofą smoleńską. Tym, jak nierzetelnie jest prowadzone śledztwo, jak politycy kłamią. Tym, że winą obarcza się pilotów, którzy mieli wylatane odpowiednio 3500 i 2000 godzin i niby nie wiedzieli, że są na poziomie 50 m. Ale nie o tym. Żadnych rzekomo teorii spiskowych. Brzydzi mnie to, jak patrzę w TV i widzę tę brudną gierkę, którą urządziła sobie PO i gra ofiarami tej katastrofy. Obrzydza mnie fakt, jak to wykorzystują w swojej kampanii. Jak plują na zabitych, którym należy się pomnik – nie kilka, jeden, ale doniosły w centrum Warszawy. To gra, w którą grają tylko najpodlejsi gracze. Ci, którzy codziennie śmieją się Nam w twarz. Dlaczego w centrum stoi jakaś palma? Mnie to oburza – nie jako mieszkańca, ale jako przyjezdnego. Wzbudza we mnie wstręt. Chciałbym, żeby raz na zawsze skończyło się upominanie PiSu o należne miejsce na pomnik poległym, bo na to zasługują. Bo zginęli tam nie tylko politycy tej partii, ale i innych. Niech on stanie tam, gdzie chcą rodziny, a nie radni ze stolicy.

Podobno Zbigniew Ziobro ma zostać postawiony przed Trybunałem Stanu. Podniosły się głosy, że kolejni powinni być Kaczyński i Macierewicz. Szkoda, że tak ochoczo PO i PSL stawiać ich będą przed wyborami. Jeśli rzeczywiście tak się stanie, to osobiście widziałbym przed TS jeszcze kilku innych polityków. Przede wszystkim Aleksandra Kwaśniewskiego, bo spotykał się z jednym z najbardziej znanych szpiegów rosyjskich – Władimirem Ałganowem, pułkownikiem KGB pełniącym rolę dyplomaty w Warszawie. Kolejni to Leszek Miller, Donald Tusk i Bronisław Komorowski. Pierwszy jest odpowiedzialny za tajne więzienia CIA w Polsce i rzekome przyjęcie 7 mln zł od KFI Colloseum. Drugi działał na szkodę kraju na każdym możliwym polu podpisując niekorzystne umowy i ograniczając rozwój państwa. Przede wszystkim za to, że śledztwo smoleńskie oddał Moskwie i umył od niego ręce. Ostatni jest powiązany z WSI, z którym współpracował, a dowiadujemy się z tego dzięki mailom opublikowanym przez WikiLeaks. W ramach publikacji „The Global Intelligence Files” WSI określane jest jako polskie KGB. Polecam też przeczytać książkę Wojciecha Sumlińskiego „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego”. Bardzo ciekawa praca. Mimo to przeszedł proces lustracyjny.

Dzisiaj umorzyli śledztwo w sprawie nielegalnego posiadania broni przez Cezarego Grabarczyka. Polityk nie tylko za to nie odpowie, ale też nie został zdymisjonowany. To nie pierwszy raz, kiedy PO nie wyciąga konsekwencji z nieodpowiedzialności swoich przedstawicieli. Tym właśnie różni się od PiSu. Kiedy Adam Hoffman i spółka wykręcili numer, wylecieli z partii. Kiedy w Platformie Obywatelskiej ktoś wykręca numer, nic się nie dzieje.

Za niedługo wybory – „święto demokracji”. Ja, niestety, już znam ich przebieg. Scenariusz będzie taki sam, jak zawsze. Wygra Bronisław Komorowski, bo z najgorszego prezydenta w dziejach Polski zrobili bóstwo i Naród będzie na niego głosował. Może nie Naród, bo to za dużo powiedziane – jego elektorat to urzędnicy i babuszki z dziadkami, które pasjonują się oglądaniem telewizji.

Mateusz Błoch

Więcej postów