O efektach polityki zagranicznej ostatnich dwóch rządów w Polsce!

O efektach polityki zagranicznej ostatnich dwóch rządów w Polsce można powiedzieć, mniej więcej tak, jak brzmi tytuł.

To czego dokonano w kwestii partaczenia na wschodzie, to nie jest żadne machanie szabelką. Ponieważ szabelkę trzeba mieć i trzeba umieć nią machać, to jest w czystej postaci położenie głowy pod gąsienice. Przy czym trzeba dodać, że nie ma znaczenia, czy to będzie głowa w hełmie czy bez hełmu, skutek będzie taki sam, przy czym możemy być pewni, że nie będzie to głowa żadnego z ludzi o trudnej do ustalenia reputacji, po tym jak osobnicy Ci, zhańbili się skakaniem pod banderowską flagą. Opresyjność zakłamanego systemu, którym zniewolono większość Polaków polega na tym, że to będą głowy naszych dzieci, mężów, ojców, braci, ale nie tych, którzy doprowadzili swoimi często idiotycznymi deklaracjami lub zupełnie niepotrzebnymi działaniami, których ani nikt nie oczekiwał, ani nikt nie wynagrodził do degradacji rangi i roli naszego państwa w regionie.

W ogóle sama idea, żeby Polska mogła wraz ze Szwecją animować politykę wschodnią Unii Europejskiej, była poroniona już na starcie. Szkoda, że nie zaprosiliśmy do tego „duetu” np. Malty, albo Słowenii, chociaż w obu przypadkach Ci realnie stąpający po ziemi partnerzy, raczej nie pozwoliliby niektórym politykom w Polsce na przyczynienie się do takich kłopotów w regionie, do jakich przyczynili się niektórzy ministrowie naszego poprzedniego rządu.

Niestety część osób szczególnie naiwnych i przeważnie nie rozumiejących nawet, tego że nie są w stanie zrozumieć sytuacji w jakiej jesteśmy, najczęściej bazujących na mylnych przesłankach dotyczących natury i istoty sojuszy polityczno-wojskowych w których się znajdujemy – przedstawiała retorykę „machania szabelką”, ale w sposób pozytywny. Stworzono wielki mit, ukraińskich „bohaterów”, walczących na przedmurzu Europy z neo-bolszewicko-pół-azjatycką i nie wiadomo jaką ale rosyjską nawałą. Od których zwycięstwa zależy przyszłość nie tylko Polski, ale i Europy, wedle klasycznego sposobu rozumienia kwestii wschodniej jednego z byłych prezydentów, czy też wielkich polskojęzycznych publicystów emigracyjnych ostatniego półwiecza na zachodzie. Zupełnie przy tym odrzucono kwestię Rosji, jako samodzielnego podmiotu uprawiającego samodzielną politykę zagraniczną, zdolnego do subsumpcji faktów i stworzenia sytuacji faktycznych w sposób zgodny Z WŁASNYM INTERESEM, POJMOWANYM W TAKI SPOSÓB W JAKI POJMUJE SIĘ GO W ROSJI, A NIE W SPOSÓB W JAKI WIELU CHCIAŁOBY, ŻEBY TEN INTERES BYŁ TAM POJMOWANY. W wyniku błędu w metodzie i w założeniach, działaniu, zaniechaniu i odstawieniu – czyli chyba wszystkich możliwych w zakresie działania dyplomatycznego na kierunku wschodnim, doszło do zmiany retoryki i temperatury wzajemnych relacji na Wschodzie. Niestety, ponieważ ta temperatura się podniosła, skończył się status quo i zaczęła nowa era w relacjach, w których wizja pokojowego współistnienia nie jest dominującym dogmatem.

Polska w wyniku działania i zaniechania aktywnych w niej polityków, a w tym w szczególności byłego premiera pana Tuska i jednego z jego niestety ministrów, doznała szczególnych strat i rzeczywiście jest zagrożona w sposób szczególny, jako rzeczywiste państwo buforowe, na rubieży strategicznej dwóch wielkich bloków polityczno-wojskowych. Prawdopodobnie nawet, ślepy i martwy pantofelek (jednokomórkowiec – Paramecium caudatum), byłby w stanie za pomocą odpowiedniego przełożenia bodźców zrozumieć, że jeżeli wydarzy się coś negatywnego np. wojna, to kraj położony na skraju, graniczący z możliwym przeciwnikiem, prawie na pewno w jakiejś mierze ucierpi, bo ma wielką szansę stać się polem bitwy. Tymczasem, niektórzy politycy aktywni w Polsce, mieli poważny problem ze zrozumieniem tej oczywistej geopolitycznej naturalności, albowiem prawdopodobnie wierzyli (ważne słowo – wiara), ewentualnie niczym trudni do skwantyfikowania fantaści – byli pewni, że siła sojuszu obronnego NATO, dla którego buforem jesteśmy, jest tak wielka, że potencjalny przeciwnik w ogóle nie będzie rozważał żadnych działań zbrojnych.

Niestety wyszło jak to zawsze wychodzi, jeżeli jest się biednym, słabym, głupim i do tego jeszcze marzycielem, wierzącym w moc papieru na jakim zapisane są traktaty. Rzeczywistość bardzo szybko zweryfikowała fakty, pokazując swoje – jak na razie tylko względnie pragmatyczne oblicze. Chociaż prawdopodobnie niewiele brakuje, żeby w przypadku dalszego podgrzewania sytuacji na Wschodzie, ta rzeczywistość sobie o nas przypomniała.

Ludzie, którym wydawało się, że poprzez zmianę geopolitycznego status quo w naszym regionie, nasz kraj będzie bezpieczniejszy, popełnili niewybaczalny i dyskwalifikujący z grona istot rozumnych błąd. Jak można opierając się na obietnicy pomocy militarnej – przyszłej i niepewnej, o niewiadomym natężeniu i kształcie, dążyć do konfrontacji rękami słabego sąsiada z imperium termojądrowym w dalszym sąsiedztwie? Przecież to jest polityka idiotyzmu, dążenia do samozagłady, jak również auto-ludobójstwa, bo inaczej tego nazwać nie można. Przy czym oczywiście mogło być wspaniale, jakby sąsiedzi nie robili zamachu stanu, tylko poczekali do wyborów i nie podejmowali uchwał w sprawie wyrugowania języków mniejszości narodowych z życia publicznego, nie mówiąc już o eksplozji ksenofobii i nacjonalizmu, zaznaczonego faszystowską przeszłością, z którą sąsiad się nadal nie rozliczył.

Podobnie trzeba rozliczyć tych polityków ze świata zachodniego, którzy zaryzykowali istnieniem swoich państw i życiem swoich obywateli, przez złą, szkodliwą, pozbawioną jakichkolwiek podstaw w rzeczywistości politykę. Nie może być tak, żeby ktoś, kto prawie doprowadził do konfrontacji zbrojnej własnego kraju z sąsiednią potęgą, bez żadnego celu i bez sytuacji realnego zagrożenia interesu narodowego – mógł zajmować funkcje publiczne, a nawet warto się zastanowić, czy Ci ludzie powinni być na wolności, albowiem swoją szkodliwością, tak naprawdę to nie wiadomo czyje interesy reprezentują, bo na pewno nie są to interesy Polski i Unii Europejskiej.

Nikt nie ma prawa podnosić jako pierwotnej argumentacji, że konflikt z Rosją jest nieunikniony, że to kwestia czasu, bo ten kraj realizuje politykę mocarstwową, odbudowując imperium. Owszem, takie zagrożenie istnieje, już mniejsza o diagnozę i szczegóły, jednakże trzeba mieć świadomość, że to nie Rosja przybliżała się do granic NATO, tylko NATO przez ostatnie lata przybliżało się do granic Rosji. Jeżeli zdarzy się konflikt, to będzie to reakcja na politykę agresji i aneksji, jaką przez ostatnie lata prowadził Zachód, a konkretnie jedno państwo będące byłą brytyjską kolonią położoną pomiędzy dwoma oceanami.

Politycy w Polsce powinni pamiętać, że z perspektywy potomków kolonistów, zamieszkujących terytorium pewnej byłej brytyjskiej kolonii położonej pomiędzy dwoma oceanami i inne terytoria dołączone w procesie politycznej emancypacji tej byłej kolonii, problemy Europy to czysty zysk. Ponieważ z ich perspektywy o wiele lepiej jest, żeby to państwa europejskie prosiły się o ochronę i wsparcie, grzecznie czyniąc się klientami, niż zjednoczona Europa w całej swojej mocy i sile połączonego potencjału stanowiła partnera, z którym trzeba się liczyć, także dlatego ponieważ może pokojowo i w ramach wymiany czerpać z nieskończonych rezerw Wszechrosji.

To awantura na Ukrainie przypieczętuje polityczno-gospodarczy kryzys w Europie i ewentualny upadek Euro. Kto miał w tym cel? Dla jakiego państwa, jest najważniejsze, żeby inne państwa i organizacje na świecie posługiwały się powszechnie jego bezwartościową walutą?

Jak pięknie w te cele wpisuje się przyszła ofiara złożona przez w znacznej części pozbawionych myślących elit Polaków…

Obserwatorpolityczny.pl

Więcej postów