Baza wojskowa USA: kosztownie dla Polski i ryzykownie dla Stanów Zjednoczonych

Polska planuje rozmieścić na swoim terytorium stałą bazę wojskową USA. Wielce prawdopodobne, że oba państwa wkrótce urzeczywistnią swoje plany. Tym bardziej, że okazja ku bezpośredniej rozmowie na temat bezpieczeństwa w Europie Środkowej i umocnienia obecności wojskowej USA w regionie pojawi się już 18 września. Wówczas to Andrzej Duda zostanie podjęty przez Donalda Trumpa w Białym Domu.

Dlaczego polski MON odchodzi od rotacyjnej obecności wojsk, czy finanse państwa pozwalają na utrzymywanie stałej bazy w Polsce, a także, czy Białoruś, która uważnie obserwuje to, co się dzieje, podejmie jakieś kroki odwetowe? Na te i inne pytania w wywiadzie odpowiedział doktor nauk geograficznych, docent, kierownik katedry geografii, zarządzania środowiskowego i rozwoju przestrzennego Bałtyckiego Federalnego Uniwersytetu im. Immanuela Kanta Jurij Zwieriew.

— Dlaczego w ostatnim czasie Polska tak często powraca do tematu przyjęcia na swoim terytorium stałej bazy wojskowej USA?

— O tym, że Polska chce rozmieścić na swoim terytorium amerykańskie wojska, mówiono już wcześniej. Poprzedni minister obrony Antoni Macierewicz chciał rozmieścić dwie dywizje. Teraz mowa o jednej. Motywy mogą być najprzeróżniejsze. W dużym stopniu to motyw polityczny, którego celem jest umocnienie pozycji Polski w charakterze głównego wschodnioeuropejskiego sojusznika USA. Najwyraźniej określone kroki wypływają też ze strony samych Stanów Zjednoczonych. Nie sądzę, by w danym przypadku Polska wyrażała tylko swoje stanowisko.

— Czy można powiedzieć, że Polska szuka w ten sposób „schronienia” w USA w kontekście trudnych dziś stosunków z Brukselą?

— Niewykluczone. W niektórych amerykańskich opracowaniach na temat rozmieszczenia amerykańskich wojsk w Polsce czytałem, że może się to dokonać poza ramami NATO, czyli na podstawie dwustronnego porozumienia w formacie „USA-Polska”, a nie „NATO-Polska”.

— Czy oznacza to, że stała baza może wywołać sprzeciw ze strony niektórych zachodnich członków NATO?

— NATO jest niejednorodne, w tym także pod względem swojego stosunku do Rosji, choć zachowuje blokową dyscyplinę. Jedna rzecz jest pewna: rozmieszczenie stałej bazy to prowokacyjny akt względem Rosji. Narusza on „Akt Stanowiący Rosja-NATO o podstawach wzajemnych stosunków, współpracy i bezpieczeństwa” z 1997 roku, w którym NATO zobowiązało się „realizować zbiorową obronę swoich członków i inne zadania poprzez zapewnienie koniecznej koordynacji, integracji i możliwości umocnienia, a nie dodatkowej stałej dyslokacji znaczących sił zbrojnych”.

Choć wielu zwolenników takiej dyslokacji mówi, że ów akt nie ma charakteru prawnie wiążącego, że wyrasta z ówczesnych realiów geopolitycznych, a po Krymie i Donbasie sytuacja się zmieniła, zasadniczo nie stanowi to naruszenia.

— Od czasu do czasu można usłyszeć głosy zwolenników rotacyjnej obecności amerykańskich wojsk w Polsce. Dlaczego niektórym taki wariant wydaje się bardziej sensowny?

— O tym mówił między innymi generał Ben Hodges, który do niedawna był dowódcą amerykańskich wojsk lądowych w Europie. Po pierwsze schemat rotacyjny pozwala dopracować i przygotować z myślą o przyszłym teatrze działań wojennych dużą ilość formacji i jednostek: brygady wymieniają się, nabierają doświadczenia współpracy z wojskami państw wschodnioeuropejskich. Im więcej jednostek i formacji przejdzie takie przeszkolenie, tym lepiej dla przyszłych działań zbrojnych.

Po drugie, nie należy zapominać, że dyslokacja stałej bazy nie należy do zadań łatwych, nawet dla USA. Jeśli formować dywizję od nowa — a USA ma ich — jeśli dobrze pamiętam — 11 w wojskach lądowych, poza Gwardią Narodową, jest to drogie przedsięwzięcia. Jeśli natomiast przerzucać istniejącą już dywizję, to od razu wyłonią się komplikacje w relacjach pomiędzy federalnymi władzami USA i władzami tego regionu, w którym ta dywizja jest rozmieszczona.

W dokumencie skierowanym do USA Polska proponuje przyjąć u siebie dywizję pancerną. Ani gubernator stanu, ani senatorzy z tego stanu, ani członek Izby Reprezentantów z właściwego okręgu nie przyjmie z zadowoleniem odebrania dywizji — kto ma ochotę tracić fundusze, miejsca pracy, pieniądze, które wojskowi wydają w lokalnych sklepach i restauracjach? Kongresmeni bardzo chorobliwie reagują na jakiekolwiek cięcia wydatków obronnych i zamykanie obiektów wojskowych w swoich stanach i okręgach.

Skierowanie dywizji do Polski wymagać będzie od federalnych władz USA uciążliwych rozmów i kompensacji w stylu „ty mi, ja tobie”. I jeśli nie uda się dogadać, to całkiem możliwe, że w przyszłości do przyjęcia jakiegoś ważnego projektu ustawy Trumpowi zabraknie głosów kongresmenów z tych stanów, które „ucierpiały”.

— Tym nie mniej pomimo całego ryzyka i kosztów stała baza wojskowa ma ten plus, że jest stała, a z rotacyjnych wojsk można zrezygnować. W takim wypadku wschodnia flanka Sojuszu znów zostanie pozbawiona obrony sojuszników.

— To prawda, obecność rotacyjna jest bardziej elastyczna. Weźmy chociażby Pancerną Brygadową Grupę Bojową stacjonującą w trybie rotacyjnym w Europie. Wojskowi stacjonują w istniejących już obiektach i łatwiej z tego zrezygnować. Jeśli Amerykanie rozmieszczą stałą bazę w rejonie, który proponują im Polacy, będzie to terytorium znajdujące się w strefie rażenia kompleksów „Iskander” w obwodzie kaliningradzkim.

A brygady rotacyjne — należy na to zwrócić uwagę — rozlokowane są głównie przy granicy z byłą NRD, na samym zachodzie Polski, daleko od Rosji. Weźmy chociażby ostatnią rotację: dwa bataliony pancerne z tej brygady, jej zasadnicza moc bojowa, znajdują się w południowych Niemczech, w Bawarii, a jeden batalion w Rumunii i Bułgarii. To znaczy czołgi tej brygady przyjeżdżają do Polski i krajów bałtyckich tylko na ćwiczenia.

— Na ile sensowna z finansowego punktu widzenia jest obecność zagranicznej bazy wojskowej w Polsce?

— Polska jest gotowa zapłacić pokaźną sumę. Na ten cel państwo zamierza przeznaczyć 1,5-2 mld dolarów. Jeśli środki te wydatkować na zakup uzbrojenia, można byłoby nabyć znaczną ilość sprzętu. Polska jest ponadto gotowa udostępnić swoją infrastrukturę. Mowa o terytorium w rejonie Bydgoszczy i Torunia. W Bydgoszczy jest już zresztą niemało różnych struktur NATO.

— Czy Białoruś może zareagować na to, co się dzieje i rozmieścić u siebie bazę rosyjską?

— Zgodnie z oficjalnym stanowiskiem prezydenta Łukaszenki rosyjskie wojska zagoszczą na Białorusi na stałe, kiedy naprawdę zapachnie wojną. A do tego jak wiadomo daleko.

— Czyli uprzedzać wypadków Białoruś nie będzie?

— Myślę, że nie. Ale już sama Rosja w przypadku stałej dyslokacji znacznych sił USA i innych krajów NATO w Polsce może przedsięwziąć określone kroki, na przykład odbudować dywizję w obwodzie kaliningradzkim. W swoim czasie stacjonowała tam sławetna 1. Gwardyjska Proletariacka Moskiewsko-Mińska Dywizja Strzelców Zmotoryzowanych, odznaczona Orderem Lenina, dwukrotnie Orderem Czerwonego Sztandaru, Orderem Suworowa i Kutuzowa (tzw. „Proletarka”). Choć przed wojną stacjonowała w Moskwie (w rosyjskiej stolicy do dziś istnieje plac Moskiewsko-Mińskiej Dywizji), po zakończeniu wojny na rozkaz Stalina pozostawiono ją w Królewcu.

Dlaczego by tej dywizji nie odrodzić, jeśli już odrodzono Dywizję Idricko-Berlińską, która wywieszała sztandar nad zdobytym Berlinem, a także szereg innych znamienitych wojskowych formacji i jednostek? Ale podkreślę, to moja prywatna opinia — informacjami od insidera nie dysponuję, a jeśli bym dysponował, to na pewno bym ich nie rozgłaszał. 

Więcej postów

1 Komentarz

Komentowanie jest wyłączone.