Pyton nad Wisłą. Gdzie może teraz dokładnie przebywać?

Jak Polska długa i szeroka, wszyscy z niepokojem spoglądają w zarośla, chwytają za kije lub co tylko w ręce wpadnie i ważą każdy krok! Informacja o pytonie, który grasuje pod Warszawą, zelektryzowała cały naród. A eksperci ostrzegają – to nie żarty, wąż jest szalenie niebezpieczny!

Gdzie jest ten monstrualny gad?! To pytanie zadają sobie teraz wszyscy Polacy. Odkąd nad Wisłą w rejonie podwarszawskich Gassów znaleziono sześciometrową skórę zrzuconą przez pytona tygrysiego, każdy rozgląda się bacznie wokół siebie i zastanawia, w którą stronę mógł popełznąć śmiertelnie niebezpieczny wąż. Gad najpewniej znajduje się w okolicach Konstancina i Słomczyna. Znalezienie świeżej wylinki oznacza, że jest głodny, więc tym bardziej niebezpieczny.

W okolicy pojawiły się tablice ostrzegawcze, służby apelują, by nie wchodzić do lasu. A może pyton wpełzł do Wisły i płynie już do morza?! – Postanowiłem, że tego bydlaka nie przepuszczę przez tamę! – mówi Wojciech Pawłowski (70 l.), który wraz z Mariuszem Sławińskim (33 l.) patroluje okolice tamy we Włocławku. – Nie będziemy się z nim patyczkować, ubijemy gada! Nie takie numery w życiu się robiło! – przekonują. A eksperci studzą gorące głowy: trzeba uważać!

– Pytony są niesamowicie zwinne, atakują z zaskoczenia. Ich zęby mają nawet centymetr długości, szczęki są bardzo silne. Gdy wąż ugryzie: to na pewno przebije skórę – mówi Radosław Ratajszczak, znany biolog, prezes wrocławskiego ZOO. Co robić, gdy staniemy oko w oko z gadem?! – Nie należy robić gwałtownych ruchów, trzeba powoli odejść od zwierzęcia, patrząc mu w oczy – dodaje ekspert i ostrzega, by nie robić nic na własną rękę! – Nie odławiać, nie próbować chować do pudła. To może skończyć się tragedią. Trzeba odejść i zadzwonić po pomoc – mówi biolog. I dodaje, że według niego dni węża są policzone. – Teraz, kiedy jest ciepło, może żyć w naszych warunkach, ale gdy zrobi się zimniej, zdechnie – kończy ekspert.

O pytonie mówi już nawet wielki świat! – To prawda, pyton grasuje. Nawet straszymy się z sąsiadami, że on pewnie jest już w naszym ogródku – wyznaje “Super Expressowi” Maryla Rodowicz. – Mój jeden kotek spędził noc właśnie w ogrodzie i myślałam, że został zjedzony… Ja bardzo uważam. Ale kotu jakoś udało się wyjść i spędził noc w ogrodzie. Ja wychodzę. Ja się pytona nie boję! To prędzej ja go zjem, niż on mnie. Pewnie wyjdę z domu wieczorem. Nie boję się o swoje życie, ale boję się o moje koty! – dodaje królowa polskiej piosenki.

SE.PL

Więcej postów