„Ukraińcy nie są idealni, ale jednak myślę, że większa odpowiedzialność za regres stosunków spada na stronę polską”

– Myślę, że kiedy mieliśmy miesiąc miodowy w naszych stosunkach, część Polaków uwierzyła, że w zamian za okazane jej poparcie Ukraina przyjmie polską wersję historii. A tu okazało się, że nie przyjęli! Ale przecież tak się często zdarza. Niemcy mają swoją wersję historii i Francja ma swoją. Wspólna historia nie oznacza historii zunifikowanej – mówi „Newsweekowi” prof. Myrosław Marynowicz, prorektor Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie.

Newsweek: We Lwowie plac nazwano imieniem Jacka Kuronia, odsłonięto tablicę ku jego czci. Przyjaźnił pan się z nim. Kuroń napisał kiedyś, że ani Polacy, ani Ukraińcy nie dojrzeli do pełnego przebaczenia, ale każdego dnia zbliżamy się do tego. Pamięta pan?

Myrosław Marynowicz: Oczywiście. Byłem akurat w Warszawie. W kawiarni spotkałem się z Jackiem. Zbliżała się 60 rocznica Wołynia. Jacek mówi: „Przypuszczam, że padnie dużo złych słów. I pewnie byłoby potrzebne jakieś oświadczenie”. Mówię: „Nie ma problemu. Oczywiście napiszemy ze strony ukraińskiej list z prośbą o wybaczenie”. Wróciłem do domu. Zacząłem rozmawiać z ludźmi. Okazało się, że to nie jest proste. Szukamy słów: to nie za bardzo, tamto też nie pasuje. I jeszcze jeden ważny problem: jak to napisać, żeby ludzie zrozumieli, uznali, że takie słowa, których użyliśmy są właściwe?

Nie da się tego narzucić?

– Nie jest sztuką oświadczyć coś w oderwaniu od społeczeństwa. To tak jakby jakiś niewielki oddział na wojnie oddzielił się od swoich i ruszył na całość sił przeciwnika. Oczywiste, że zostanie zniszczony. W każdym razie niczego nie udawało się nam napisać. Projekt zawisł w powietrzu. Kuroń został o tym poinformowany. Po pewnym czasie przychodzi list. A tam jego słowa: „Rozumiem dlaczego jest wam trudno…”. Dalej pisze, że potrzebny nam wszystkim czas, że jeszcze nie jesteśmy gotowi…

Jaka była Pana reakcja?

– Zacząłem płakać. Natychmiast napisałem odpowiedź. Prośba o wybaczenie powtarzała się w niej kilka razy. Nie wahałem się ani chwili. Nagle wszystkie wątpliwości zniknęły.

Dlaczego?

– Przez szlachetność Kuronia. Potrafił zrozumieć nas i naszą sytuację. A chwila była trudna: oto nawet nasi przyjaciele Polacy zaczynają patrzeć na nas krzywo. A on nam ufa. Niedługo po liście Kuronia napisaliśmy oświadczenie w sprawie Wołynia. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że dla Polaków, którzy pamiętali tamte dni nasze słowa były niewystarczające. Ale tak to jest.

Jak?

– Jan Paweł II w 2000 roku w Jerozolimie prosił Żydów o przebaczenie. W Izraelu wielu mówiło: „To nie wystarczy”. Prośby o wybaczenie, poszukiwanie jakiegoś kompromisu nie złotego środka nie zadowala tych co stoją na skrajnych stanowiskach.

Przeglądałem stare zdjęcia. Znalazłem jedno ze wspólnej polsko – ukraińskiej modlitwy 1 listopada 2002 roku na cmentarzu Łyczakowskim, przy pomniku Żołnierzy Ukraińskiej Armii Galicyjskiej i przy grobach Orląt. Aż trudno dziś uwierzyć, że kiedyś byliśmy tak daleko.

– Ukraińcy nie są idealni, ale jednak myślę, że większa odpowiedzialność za regres stosunków spada na stronę polską. Polska była synonimem największego sukcesu wśród państw Europy Środkowo – Wschodniej. NATO – UE – dobre stosunki ze sąsiadami. Przez lata wydarzyło się tyle dobrego i w jednej chwili zaczyna się to rujnować. Pamięta pan powieść  „Trędowata”? Ordynat Michorowski szlachetny, proeuropejski chce się związać ze Stefanią, nie zważając różnicę w pochodzeniu i majątku.  Ostracyzm przeciw dziewczynie organizuje hrabia Barski. Nie godzi się, by ktoś niższego stanu wszedł na salony.  Myślę, że w Polsce właśnie zwycięża hrabia Barski.

Być może nasza przyjaźń jest sztuczna, jest tylko funkcją naszej wspólnej nienawiści do Rosji.

– Jest w tym sporo racji. Ale formuła wspólnego wroga ma wielką słabość. Zmieniają się konstrukcje polityczne, czasem dzisiejszy sojusznik może stać się sojusznikiem naszego wroga. Byłoby dobrze gdybyśmy mogli zamienić formułę wspólnego wroga na formułę wspólnego Boga, wspólnych wartości.

Polacy stali z Ukraińcami na Majdanach, był wielki entuzjazm bo obu stronach. Potem nastroje się załamały. Co się stało?

– Myślę, że kiedy mieliśmy miesiąc miodowy w naszych stosunkach, część Polaków uwierzyła, że w zamian za okazane jej poparcie Ukraina przyjmie polską wersję historii. A tu okazało się, że nie przyjęli! Ale przecież tak się często zdarza. Niemcy mają swoją wersję historii i Francja ma swoją. Wspólna historia nie oznacza historii zunifikowanej.

Co można robić?

– Myślę, że powinniśmy chronić te zdobycze, które już mamy. Tak żeby diabeł podejrzliwości, braku zaufania nie przeniknął do naszych umysłów. Próbujemy to zrobić.

Jak?

– Grupa Ukraińców wystąpiła z inicjatywą nazwania placu imieniem Jacka Kuronia, jakoś udało się to przeprowadzić. Dyskutujemy, rozmawiamy. Politycy zmieniają się, a narody pozostają. Nasze zadanie polega na tym, żeby nie włączyć się do łańcucha nienawiści.

Szedłem tu do pana na spotkanie ulicą generała Czuprynki, obok była ulica Stapana Bandery. Przyjaźniliście się z Jackiem Kuroniem, znał go pan dobrze. Czy on się będzie czuł we Lwowie komfortowo, obok innych patronów ulic, których pewnie nie uznawałby za swoich bohaterów.

– Jestem przekonany, że tak. Pamiętam jak Jacek opowiadał, że z rąk Ukraińców zginęli członkowie jego rodziny. Ale nie stało się to przyczyną nienawiści nas. On zresztą nigdy nie chciał stawać po stronie nienawiści. Nienawiść jest złą platformą. To jest to co nas powinno jednoczyć to wspólnota wartości. Jeśli będziemy stać twardo na takim gruncie wszystko będzie dobrze, przeżyjemy.

ROZMAWIAŁ PAWEŁ RESZKA

Więcej postów