Kaczyński nie zmierza ku centrum, ale coraz mocniej bierze Polaków za mordę

Coraz bardziej zblazowani komentatorzy liberalnych mediów (nie rozumiem tego poczucia bezpieczeństwa u ludzi, których Jarosław Kaczyński szczerze nienawidzi i obiecuje zniszczyć bliskie im wartości, instytucje, a nawet ich miejsca pracy), zachwycali się przez ostatni tydzień dokonaną przez Kaczyńskiego rekonstrukcją rządu Mateusza Morawieckiego. Uznali ją za „genialne”, realne lub wizerunkowe, „pójście w stronę centrum”, które „odbiera tlen opozycji” (ten PR-owy greps wymyślony parę dni wcześniej przez Adama Hofmana, który wciąż ma nadzieję wrócić do łask Kaczyńskiego, został podjęty przez wielu analityków i komentatorów, którzy sami są albo zbyt leniwi, albo za mało twórczy).

Jedyny dowód na „pójście w stronę centrum” to puknięcie Antoniego Macierewicza, którego jednak Kaczyński pozbył się nie dla tego, że ten jest fanatycznym wariatem, ale dlatego, że nie jest jego własnym fanatycznym wariatem, ale dysponując niebagatelnym narzędziem w postaci MON, spółek zbrojeniowych, a także własnych stosunków z Tadeuszem Rydzykiem, coraz mocniej pracował nad uniezależnieniem się od lidera PiS.

Inne dowody na „nowy centryzm” Kaczyńskiego trudno znaleźć. Lider PiS-u „szarpnął cugle” wszystkich resortów siłowych. Miękki Błaszczak, który potrafi tylko owijać się wokół nogawek Wodza Rewolucji, poszedł na MON, gdzie będzie raczej uspokajał sytuację po Macierewiczu, niż robił coś własnego. MSWiA przejął po nim Joachim Brudziński, najbrutalniejszy żołnierz Wodza, gotowy przelać dla niego krew – oczywiście nie własną, lecz wrogów.

Brudziński nie ma żadnych hamulców, ani w rozgrywkach z opozycją, ani w walce z konkurentami we własnej partii, ani nawet jeśli chodzi o styl wypowiedzi (patrz jego wpisy na Twitterze, gdzie używa najbardziej wulgarnego języka prawicowych trolli, pisząc np. ostatnio: „wszystkie róże w UE wykupują na gwałt feministyczne aktywistki w Niemczech. Szykują się do rozdawania ich po Sylwestrze młodym napalonym byczkom zwanym uchodźcami, którzy znów mogą poczuć się ‘sprowokowani’ do sylwestrowych gwałtów”.). Taki oto „centrysta” dostał od Kaczyńskiego najważniejszy resort siłowy, żeby z jego pomocą pacyfikować dla Wodza protesty społeczne i kontrolować wybory.

Cała struktura nowego rządu jest klasycznie Putinowska. Ci, którzy przeciwstawią się Kaczyńskiemu oberwą od Brudzińskiego, Kamińskiego i Ziobry. Ci, którzy będą potulni, dostaną od Mateusza Morawieckiego (jak oligarchowie w Rosji Putina, jeśli trzymają się z daleka od wszelkiej opozycji) prawo do zarabiania na kontrolowanym przez partię koncesjonowanym rynku – bez przetargów, bez zasad, bez prawa (bez stabilnego prawa podatkowego, a nawet bez prawa własności, bo czerezwyczajna komisja Jakiego właśnie się rozkręca).

W ramach „przechodzenia do centrum” Jarosław Kaczyński ma zamiar ofiarować Episkopatowi utwardzenie ustawy antyaborcyjnej, gdyż tym razem zostanie zlikwidowany kluczowy wyjątek nazwany przez prawicę i Kościół „likwidacją aborcji eugenicznej”. Ten Orwellowski zwrot ukrywa chęć prawnego zmuszenia przez Kaczyńskiego polskich kobiet do heroizmu rodzenia dzieci martwych lub ciężko okaleczonych.

Tak graniczna sytuacja życiowa powinna być dla kobiety wyborem, a nie prawnym przymusem, jednak Kaczyński – jak zwykle w kwestiach wartości podstawowych kompletnie cyniczny – ofiaruje ten dar Kościołowi i prawicy Jurkowej, żeby prewencyjnie spacyfikować Macierewicza i Rydzyka. Chce pokazać polskim biskupom i prawicowym sierotom po Marku Jurku, że to PiS pod jego przywództwem jest skuteczniejszym partnerem do odbierania praw polskim kobietom, niż różni prawicowi wariaci, którzy mogą co najwyżej wywołać w Polsce antyklerykalną rewoltę.

W ramach tego samego pakietu (pokazywania biskupom, że jest skuteczniejszy od Macierewicza i Rydzyka razem wziętych), Kaczyński zastąpił na stanowisku ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła człowiekiem, który co prawda nie jest znany z jakichkolwiek pomysłów na skrócenie kolejek czy utrzymanie w pracy pielęgniarek i młodych lekarzy, ale za to polskie kobiety też uważa za chodzące Lebensborny, a nie za jakichś tam ludzi mających jakieś tam prawa podstawowe.

Wszystkiemu i tak winien Schetyna

Jeśli jednak czytać niepisowską prasę, można dojść do wniosku, że winny tego wszystkiego będzie nie Kaczyński, ale Grzegorz Schetyna. To ponoć on i Platforma zmarnowały potencjał pierwszego czarnego protestu, to ponoć on i Platforma „zdradzili” sprawę polskich kobiet. Otóż to zwyczajnie nie jest prawdą. To Jarosław Kaczyński dokonując kontrolowanego odwrotu ograł przed rokiem pierwszy czarny protest, który był – przypomnijmy, bo ani Barbara Nowacka, ani wielu komentatorów medialnych nie mówi całej prawdy w tej sprawie – w 90. procentach protestem Polek i Polaków przeciwko zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej, a nie na rzecz jej liberalizacji.

Dowodem na to jest los późniejszych czarnych protestów, które były organizowane już wyłącznie przez zwolenniczki liberalizacji i okazały się frekwencyjną oraz polityczną klęską. Tak jak nie było żadnej silnej partii, która miałaby na swoich sztandarach liberalizację aborcji przed rokiem, tak samo nie ma żadnej takiej partii dzisiaj. Dlaczego za tę bezsilność lewicy i feministek ma obrywać Platforma? Platforma zawsze broniła obecnego aborcyjnego status quo, które wielu jej starszych polityków zresztą współtworzyło. Broniła go przed prawicą, broniła go przed lewicą, nic się nie zmieniło.

Może tylko jedno – Schetyna zachował się twardziej, niż Tusk, bo wyrzucił z partii troje posłów, którzy zawsze głosowali za zaostrzeniem aborcji. Zawsze zrywali dyscyplinę partyjną w tej sprawie, ale wcześniej byli w Platformie bezkarni, bo ich Tusk nie ruszał, a Gowin zrobił wręcz w PO karierę na ich obsługiwaniu, dopóki nie postanowił zrobić większej kariery u Kaczyńskiego.

W dodatku Schetyna wyrzucając troje ludzi bardziej skłonnych słuchać swojego proboszcza, niż lidera własnej świeckiej partii, podjął większe ryzyko, bo Tusk kierował Platformą jako partią władzy, podczas gdy Schetyna kieruje PO jako partią opozycyjną. Jakie ta różnica ma ogromne znaczenie dla oportunistów, widzieliśmy już na przykładzie Jacka Saryusz-Wolskiego, dwóch senatorów Platformy i sporego grona jej samorządowców. A i tak Schetyna wyrzucając z PO trójkę fundamentalistów, którzy mogą wkrótce za pośrednictwem eleganckiego Gowina trafić do Kaczyńskiego, obrywa i z prawa, i z lewa, jakby zdradził jakąś sprawę, która nigdy nie była jego.

Oczywiście Schetyna wolałby „konserwatystów” z PO nie usuwać, a sprawę ich niesubordynacji zamieść pod dywan, jak to robił Tusk. Jednak kogoś musiał poświęcić, skoro kilkunastu innych posłów Platformy w ogóle nie zagłosowało pomagając Kaczyńskiemu rozegrać opozycję. Jeśli dodać do tego fakt, że podobnie postąpiła prawie połowa posłanek i posłów rzekomo bardziej od PO postępowej partii Nowoczesna, pokazuje, że podział elektoratu liberalnego na PO i Nowoczesną nigdy nie był racjonalny, nie miał żadnego (poza zemstą za OFE) sensu ideowego, programowego czy tożsamościowego.

Ten podział liberalną Polskę politycznie tylko osłabił, a Kaczyńskiemu dał pełnię władzy. Teraz w PO bardziej proboszcza niż swoich świeckich wyborców przestraszyło się 15 procent członków klubu, a w Nowoczesnej prawie połowa jej posłanek i posłów. W PO Schetyna zdołał ustabilizować partię po klęsce, podczas gdy w Nowoczesnej, po zwycięstwie, jakim było wprowadzenie sporej liczby ludzi do Sejmu, wszyscy kłócą się dziś ze wszystkimi o wszystko – liderzy i liderki, posłanki i posłowie.

Uczcie się polityki, choćby od Krystyny Pawłowicz

Krystyna Pawłowicz nienawidzi Barbary Nowackiej, a wyjątki w ustawie antyaborcyjnej uważa za zbrodnię. Potrafi też jeść drugie śniadanie z papieru na sali plenarnej w czasie obrad Sejmu. A jednak ona zrozumiała dowcip Kaczyńskiego i zagłosowała w dużej grupie posłów i posłanek PiS-u za posłaniem projektu Nowackiej do komisji. Wyłącznie po to, by skompromitować kierownictwa PO i Nowoczesnej, że swoich ludzi nie potrafią tak zdyscyplinować, jak Jarosław Kaczyński potrafi zdyscyplinować ją.

Posłanki i posłowie PO i Nowoczesnej mogą to oczywiście pokryć stwierdzeniem, że „my jesteśmy z liberalnego (liberalno-konserwatywnego, liberalno-socjalnego) centrum, mamy prawo do wyrażania różnych poglądów, głosujemy tak jak chcemy”. Kiedy jednak to „liberalne centrum” nie jest już partią władzy, ale kruchą łódeczką na środku wzburzonego morza, wszyscy muszą wiosłować w jedną stronę.

Kiedy to centrum jest osaczone przez bandę wilków (a Kaczyński, Brudziński czy Ziobro to nie są demokratyczni politycy, ale właśnie wilki), to ludzie w tym centrum skupieni powinni oprzeć się plecami jeden o drugiego i solidarnie walczyć z wilkami. O to jedno tylko, o zupełnie podstawową dyscyplinę i solidarność proszę Was dzisiaj – szlachetne damy i szlachetni gentlemani z ław poselskich liberalnej opozycji!

CEZARY MICHALSKI

Więcej postów

1 Trackback / Pingback

  1. seo services las vegas

Komentowanie jest wyłączone.