Rakiety z Kaliningradu celują w Polskę. Celem iskanderów ma być amerykańska baza w Redzikowie?

Niebawem baza Redzikowo znajdzie się w zasięgu rosyjskich rakiet Iskander. Czy z pociskami jądrowymi?

W 2018 roku najpewniej do bazy wojskowej w Czerniachowsku w obwodzie kaliningradzkim trafią na stałe zestawy 9K720 Iskander-M. Stanie się to po ogłoszeniu gotowości operacyjnej przez bazę w Redzikowie. Dla gen. rez. Jarosława Stróżyka, byłego zastępcy szefa Zarządu Wywiadu Międzynarodowego Sztabu Wojskowego NATO, eksperta Fundacji Stratpoints, Kreml przedstawi ich rozmieszczenie w obwodzie jako odpowiedź na obecność w Polsce elementów systemu obrony antyrakietowej USA.

Generał uzupełnia, że wyposażenie rosyjskiej 152. Brygady Rakietowej w obwodzie kaliningradzkim w iskandery i tak nastąpi, bo stopniowy proces przezbrajania brygad rakietowych w Rosji trwa od 2010 roku. „Takimi pociskami dysponuje aktualnie już 10 z 12 brygad rakietowych we wszystkich okręgach wojskowych. Wyrzutnie BPR Toczka-U pozostały jedynie na wyposażeniu 152 brygady z Czerniachowska i 448 brygady z Kurska. Do 2020 roku systemy 9K720 Iskander-M mają zgodnie z planem znajdować się na wyposażeniu wszystkich rosyjskich brygad rakietowych” – zaznacza gen. Stróżyk w analizie „Ocena realizacji Programu Zbrojeń Federacji Rosyjskiej 2011–2020. Perspektywy modernizacji technicznej do 2025 roku”. Zestawy Toczka mają zasięg 70–120 kilometrów, iskandery zaś – ok. 400 km.

Zagrożenie dla Kremla

Do Redzikowa z rosyjskiej bazy jest zaś około 300 km. Dlaczego pomorska baza jest tak ważna? Od 2018 roku ma ona osiągnąć gotowość bojową. Będzie chronić USA i sojuszników z NATO przed atakiem pociskami balistycznymi, głównie z Iranu. Zostaną w niej zlokalizowane elementy systemu radarowego śledzenia pocisków, a także trzy silosy, w których będą przechowywane gotowe do odpalenia rakiety SM-3 Block IIA.

Dotychczas systemy rakietowe Iskander – przynajmniej tak twierdzili Rosjanie – były czasowo przesuwane do obwodu kaliningradzkiego na ćwiczenia. Ale płk Ogor Korotczenko, redaktor naczelny czasopisma „Nacjonalna Oborona”, blisko związany z rosyjskim resortem obrony utrzymuje, że już znajdują się one na tym rosyjskim terytorium blisko polskiej granicy. – Dlatego, że amerykańska baza w Redzikowie stanowi zagrożenie dla Rosji. Wychodzimy z najgorszego założenia, czyli na wypadek wojny.

W przypadku zagrożenia iskandery szybko rozwiążą ten problem. Miejsce to znalazło się na celowniku naszych rakiet – mówi „Rzeczpospolitej” płk Igor Korotczenko.

– Polski rząd nie będzie miał wglądu do tego, co się dzieje w amerykańskim obiekcie wojskowym, nikt nie będzie wiedział, jakie rakiety ładują do swoich systemów. Mogą uzbroić je w pociski przeciwlotnicze, a mogą włożyć tam rakiety ofensywne typu Tomahawk. Dlatego trzeba liczyć się z tym, że baza ta będzie celem prewencyjnego uderzenia lub uderzenia w odpowiedzi na agresję. Polskiego miasta to nie dotyczy, chodzi tylko i wyłącznie o amerykańską bazę – zapewnia rosyjski pułkownik.

Zdaniem niezależnego rosyjskiego analityka wojskowego Aleksandra Golca przesunięcie iskanderów do Kaliningradu ma dla Rosji duże polityczne znaczenie.

Korotczenko mówi, że sytuacja w regionie bałtyckim jest coraz bardziej napięta. – Ryzyko wybuchu wojny jest wysokie. Szefowie resortów obrony tego regionu muszą usiąść przy jednym stole z rosyjskim ministrem obrony i rozładowywać to napięcie. Takie spotkanie mogłoby się odbyć w Finlandii, która jest neutralna – proponuje Korotczenko.

Rosja się zbroi

Generał Stróżyk dodaje w przygotowanej analizie, że „pomimo ograniczeń finansowych oraz logistycznych, postęp modernizacyjny Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej w ostatniej dekadzie jest zasadniczy, a jego tempo znacznie przekracza wysiłki państw NATO (oprócz USA i porównywalnie Turcji)” – uważa ekspert.

Z jego analizy wynika, że Rosja ciągle utrzymuje w gotowości strategiczne siły jądrowe celem powstrzymywania zachodnich mocarstw przed ewentualnym włączeniem się w konflikt regionalny lub lokalny, w który zaangażowana jest Moskwa. Dodaje też, że biuro konstrukcyjne Novator w Jekaterynburgu finalizuje prace nad budową nowego naziemnego pocisku manewrującego 9M729, który ze względu na zasięg narusza zapisy układu INF, czyli o likwidacji rakiet średniego zasięgu (od 500 do 5500 km).

„Priorytetem modernizacyjnym SZ FR w kolejnych latach będą objęte jednostki w Zachodnim i Południowym Okręgu Wojskowym” – zaznacza generał Stróżyk.

Choć Rosja realizuje ambitny program modernizacji sił zbrojnych, jego zdaniem nie będzie on przełomem w zaopatrzeniu armii w nowoczesne technologie. „Złota era modernizacyjna wynikająca z najwyższych w ostatnich 30 latach nakładów finansowych skończyła się w 2015 roku po obniżeniu budżetu MON.

Tendencja ta utrzyma się w kolejnych latach” – uważa były oficer struktur NATO.

Generał Stróżyk zwraca też uwagę, że „wieloletni brak inwestycji w odbudowę parku maszynowego przemysłu obronnego i kadr oraz w prace naukowo-badawcze spowodowały, że rosyjski przemysł nie jest przygotowany na realizację masowych zamówień ze strony resortu obrony”.

Zdaniem polskiego analityka dzisiejsze zaangażowanie rosyjskich sił powietrznych w Syrii pokazało „ograniczone możliwości w zakresie prowadzenia efektywnego rozpoznania z powietrza”. – Operacja syryjska potwierdziła również deficyt samolotów do tankowania w powietrzu, maszyn patrolowych oraz systemu ostrzegania i kontroli, a także rozpoznania radiotechnicznego – uważa generał Stróżyk. Rosja miała też problemy z przerzutem wojsk i sprzętu do Syrii.

Skuteczne sankcje?

Stróżyk zwraca uwagę, że realizację wielu projektów związanych z modernizacją zastopowały sankcje i zerwanie kontaktów m.in. z firmami z Ukrainy i Niemiec.

Kilkuletnie opóźnienia mają programy budowy samolotu wielozadaniowego V generacji PAK FA, maszyn systemu ostrzegania i kontroli A-100, strategicznego samolotu bombowego PAK DA.

Jednak pułkownik Korotczenko twierdzi, że rosyjski przemysł zbrojeniowy nie odczuł zachodnich sankcji oraz nie ucierpiał na zerwaniu relacji z Ukrainą. – Nikt nam nie dawał żadnych zachodnich technologii, w uzbrojeniach stosowane są rosyjskie układy scalone. Z kolei części, które kupowaliśmy na Ukrainie, zastąpiliśmy własnymi. Rosyjski rząd przeznaczył na to kilkadziesiąt miliardów rubli jeszcze w 2014 roku. Jesteśmy niezależni od Kijowa – mówi.

– Elementy do samonaprowadzania rosyjskich rakiet, w które wyposażone są prawie wszystkie rosyjskie samoloty bojowe, produkowano wcześniej w Kijowie i Lwowie. Teraz tego zabrakło. Muszą oszczędzać, i dlatego w Syrii zrzucają bomby chaotycznie – mówi „Rzeczpospolitej” kpt Ołeksij Arestowycz, znany kijowski analityk wojskowy.

– Silnik turbowałowy dla rosyjskich okrętów produkowano w zakładzie w Mikołajowie. Zastąpić tego nie mają czym. Silniki dla śmigłowców typu Mi produkował ukraiński Motor Sicz, rocznie dostarczając do Rosji 500 silników. Dzisiaj ich brakuje. Rosjanie zbudowali własną fabrykę pod Petersburgiem, która produkuje jedynie 50 takich silników rocznie i to o wiele gorszej jakości. Piloci boją się latać śmigłowcami, które są w nie wyposażone – dodaje ukraiński ekspert.

RP.PL

Więcej postów

1 Komentarz

Komentowanie jest wyłączone.