PiS musi się pospieszyć. Inaczej stracimy 3,5 mld euro z Unii

Ścieżka legislacyjna nowego Prawa wodnego ciągnie się już od ponad roku i wciąż nie widać jej końca. Projektu próżno szukać w porządku obrad najbliższego posiedzenia Sejmu. A czasu na opóźnienia już nie ma. Mogą one bowiem skutkować utratą przez Polskę 3,5 mld euro środków unijnych.

Wszystko dlatego, że uchwalenia nowych przepisów wymaga Unia Europejska. Już ponad rok temu mówił o tym w money.pl wiceminister rozwoju Jerzy Kwieciński.

– To, że nie wdrożyliśmy unijnej dyrektywy wodnej, hamuje nam wszystkie działania związane z inwestycjami w wodociągi, kanalizację, oczyszczalnie ścieków, ochronę przeciwpowodziową, żeglugę śródlądową. Wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z wodą – mówił nam przedstawiciel rządu.

Od tego czasu Prawo wodne nadal nie zostało uchwalone, choć prace legislacyjne posunęły się już do przodu. Ustawę zatwierdził rząd, później przeszła ona dwa czytania w Sejmie. Wydawało się, że jesteśmy już na ostatniej prostej, ale wtedy pojawiły się problemy.

Prawo wodne. Czekają nas wyższe rachunki?

Trzecie czytanie zaplanowano pierwotnie na 7 lipca. Tuż przed jego rozpoczęciem na mównicę wyszli posłowie opozycji – Marek Sowa z Nowoczesnej i Janusz Cichoń z PO, którzy nawoływali do odrzucenia projektu w całości.

Wtedy zaskoczyła premier Szydło. – W związku z wątpliwościami, które przedstawiliście państwo w związku z ustawą o Prawie wodnym, podjęłam decyzję, iż ten projekt zostanie zdjęty z porządku obrad – oświadczyła.

Trzecie czytanie miało zostać przesunięte na środę, ale tego dnia Sejm żył opłatą drogową i reformami w KRS i ustawą o ustroju sądów powszechnych. Na Prawo wodne nie starczyło więc czasu.

Zegar tyka

A tego jest już coraz mniej. Jeszcze w ubiegłym roku minister Kwieciński mówił, że termin przyjęcia dyrektywy unijnej mija z końcem 2016 roku. Później jednak został przesunięty do końca czerwca 2017 roku.

Mamy lipiec, a ustawa wciąż nie wyszła z Sejmu. – Mieliśmy nadzieję, że w zeszłym tygodniu ono wyjdzie z Sejmu do Senatu, ale jeszcze prace w Sejmie się nie zakończyły – mówił w ubiegły wtorek dziennikarzom minister Kwieciński. – Cały czas mamy nadzieję, bo jeszcze trwają posiedzenia Sejmu w tym miesiącu, że jednak uda się tę ustawę przyjąć w lipcu przez nasz parlament.

Przed parlamentarnymi wakacjami odbędzie się jeszcze tylko jedno posiedzenie Sejmu, zaplanowane na najbliższy wtorek, środę i czwartek.

Na stronach Sejmu jest już porządek obrad najbliższego posiedzenia, ale próżno w nim szukać Prawa wodnego. Przynajmniej na razie. – Jego brak może stanowić asumpt do zawieszenia nam unijnych płatności w tym obszarze – ostrzegał Jerzy Kwieciński we wtorek.

A jeśli ustawa nie wyjdzie z niższej izby naszego parlamentu do piątku, to pozostanie w nim przynajmniej do połowy września. Bo jeśli posłowie rozjadą się na urlopy w czwartek, to do ław sejmowych wrócą dopiero 12 września.

Minister uspokaja

Mimo już dwukrotnego przekroczenia terminu, wiceszef resortu rozwoju uspokaja. Jego zdaniem, w rozmowach z KE trochę pomaga nam to, że inne kraje członkowskie mają jeszcze większe problemy niż my.

– Aczkolwiek dla mnie jest to małe pocieszenie. Chciałbym, aby ta ustawa jak najszybciej weszła w życie – mówił na spotkaniu z dziennikarzami, cytowany przez PAP. – Wiemy, że to jest trudna ustawa, że to jest ustawa bardzo mocno opóźniona, bo Prawo wodne powinno było wejść w życie zaraz po wejściu Polski do UE.

I podkreślił, że nic nie dzieje się natychmiast. – Proszę pamiętać, że my jesteśmy cały czas w kontakcie z KE. To, jakie będą decyzje Komisji zależy nie tylko od tego, co się dzieje w Polsce, ale też od tego, co się dzieje w innych krajach członkowskich – uspokajał Kwieciński. – Zawieszenie płatności musi być poprzedzone dialogiem z krajem członkowskim.

Uważa on, że paradoksalnie pomóc nam mogą… wakacje. – Na naszą korzyść działa również w tej chwili fakt, że zbliżają się wakacje i wiemy, że okres sierpnia będzie okresem trochę martwym. Więc raczej nie liczę na zbyt intensywne kontakty z KE w sierpniu – podkreślił.

Co zakłada projekt?

Prawo wodne to jeden z bardziej kontrowersyjnych projektów autorstwa Prawa i Sprawiedliwości. I jednocześnie najdłużej procedowanych.

Pierwsza wersja powstała jeszcze w kwietniu ubiegłego roku. Ministerstwo środowiska naraziło się nim m. in. narazili się żeglarzom, właścicielom marin czy producentom napojów. Szaremu Kowalskiemu też, bo nowe przepisy podwyższały ceny piwa.

O wszystkich kontrowersjach związanych z nowym Prawem wodnym pisaliśmy w money.pl. Przez nowe przepisy Mazury mogły “zamienić się w szambo”, a piwo miało znacznie podrożeć.

Właściciele mazurskich marin wskazywali, że będą musieli płacić nawet kilkukrotnie wyższe opłaty niż do tej pory. – Dla mojej firmy nowe przepisy oznaczają, że tylko z tytułu tej opłaty będę musiał płacić prawie 75 tys. zł rocznie, czyli 40 proc. moich przychodów. Do tej pory nie płaciłem nic – mówił money.pl Tomasz Durkiewicz. Jego firma prowadzi port i wioskę żeglarską w Mikołajkach.

Z kolei producenci piwa narzekali, że proponowane w początkowej fazie prac nad projektem stawki są niesprawiedliwe. – Ministerstwo Środowiska zmniejszyło obciążenia dla innych branż, ale nie dla producentów napojów, w tym piwa. A to skutkuje wzrostem kosztów produkcji – przekonywał w money.pl prezes Związku Pracodawców Przemysłu Piwowarskiego Guillaume Duverdier.

W sprawie interweniowała premier Szydło, a projekt kilkukrotnie był poprawiany. – Zgodnie z osobistą decyzją pani premier nie będzie żadnych podwyżek opłat za wodę, obowiązywać będą takie same opłaty jak w 2016 r. – zarówno te dotyczące przedsiębiorców, jak i konsumentów – poinformował w październiku Rafał Bochenek, rzecznik rządu.

Ostateczna wersja jest więc znacznie złagodzona. – Państwo wprowadzacie w błąd i siejecie niepotrzebną panikę – mówiła do opozycji szefowa rządu. I zapewniała, że projekt nie zakłada podwyżek cen wody.

Projekt ustawy Prawo wodne zakłada również utworzenie Państwowego Gospodarstwa Wodnego “Wody Polskie”, które w imieniu Skarbu Państwa będzie zarządzało wszystkimi wodami publicznymi. To pozwoli na lepsze zarządzanie nie tylko wałami przeciwpowodziowymi, ale także urządzeniami melioracyjnymi.

Ustawa implementuje osiem unijnych dyrektyw – m.in. ściekową i azotanową, wprowadza zmiany do 45 obowiązujących ustaw. Treść zawarta jest w 13 działach i 574 artykułach, liczy 444 stron druku. Podczas prac w Sejmie wiceminister środowiska Mariusz Gajda przyznawał zresztą, że ustawa jest “trudna i skomplikowana” i oddziałuje na całe społeczeństwo.

JAKUB CEGLARZ

Więcej postów