Umierająca kobieta wzywała pomocy. Pogotowie odjechało, bo… nikt nie otwierał drzwi

Starsza kobieta – mająca problemy z krążeniem – wzywała pomocy. Pogotowie przyjechało, ale nikt nie otwierał drzwi, więc po prostu… odjechało. 70-latka zmarła. Prokuratura oskarżyła lekarza, który kierował zespołem karetki.

– To pierwsza tego typu sytuacja, z jaką się spotykam – przyznaje Marta Solnica, dyrektorka świętokrzyskiego pogotowia.

Był maj ubiegłego roku. 70-letnia kobieta dzwoni pod numer 112. Źle się czuje, po chwili zasłabnie. Dyspozytor na miejsce kieruje karetkę pogotowia. Jej zespół – z lekarzem na czele – próbuje się dostać do mieszkania, ale drzwi są zamknięte. Wiadomo, z jakiego numeru dzwoniła kobieta, tyle tylko, że linia pozostaje zajęta. Lekarz z karetki decyduje o powrocie.

Z informacji prokuratury wynika, że na miejsce przyjechał potem syn kobiety. Wezwał straż pożarną, ale jeszcze przed jej przybyciem sam wyważył drzwi do mieszkania. Jego matka już nie żyła.

Przyczyna zgonu: ostra niewydolność w zmienionych miażdżycowo naczyniach wieńcowych.

Przerwał czynności zespołu ratunkowego

Rodzina zgłosiła zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Sprawę początkowo prowadziła ostrowiecka prokuratura, ale śledztwo przejęła Prokuratura Regionalna w Krakowie. Powstał tam specjalny zespół do badania błędów lekarskich. Śledztwo już się zakończyło. Lekarza Sławomira S. oskarżono o bezpośrednie narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia poprzez zaniechanie działań do udzielenia specjalistycznej pomocy.

– Czyli o to, że niezasadnie przerwał czynności zespołu ratunkowego – wyjaśnia Włodzimierz Krzywicki, rzecznik krakowskiej prokuratury. Zwraca uwagę, że próby dostania się do mieszkania okazały się niewystarczające. – Łomotano w drzwi, starano się nawiązać kontakt telefoniczny, ale kobieta była nieprzytomna, potem zmarła. Ostatecznie lekarz podjął decyzję o przerwaniu działań. Nie zdecydowano się na siłowe wejście – mówi Krzywicki.

Solnica tłumaczy, że gdy operatorka numeru 112 przełączyła kobietę do dyspozytorki pogotowia, z 70-latką nie było już w zasadzie kontaktu. Szefowa pogotowia dodaje, że zespół karetki – już po przyjeździe na miejsce – uznał, że zgłoszenie mogło być fałszywe. Skąd taki wniosek?

– Drzwi były zamknięte, dodzwonić się nie udawało. Sąsiadka obok mówiła, że w mieszkaniu prawdopodobnie nikogo nie ma. Relacjonowała, że kobieta, która w tym mieszkaniu opiekuje się osobą niepełnosprawną, głuchą, wyszła – opowiada Solnica.

Łatwo mówić po wszystkim

Pytana, czy jej zdaniem zespół mógł zrobić coś więcej, odpowiada: – Teraz wiadomo, że nie powinni byli odjeżdżać, ale to łatwo mówić po wszystkim. Lekarz na miejscu – i po rozmowie z sąsiadką – uznał, że zgłoszenie może być fałszywe. Takich przypadków jest dużo. Wychodzi na to, że w każdej sytuacji – bez względu na okoliczności – należy wzywać policję i to ona niech decyduje, czy i jak dostać się do środka.

Lekarz dalej pracuje w pogotowiu. Grozi mu do pięciu lat więzienia. – Ma wiele lat doświadczenia, nie było z nim problemów. To sąd rozstrzyga o winie – mówi Solnica.

GRZEGORZ WALCZAK

Więcej postów