Serce Donalda Tuska jest w Manchesterze. A kiedy eurokraci zrobią coś z islamistami?

Do rodzin ofiar tragicznego zamachu terrorystycznego w Manchesterze spływają kondolencje od polityków. Czy i tym razem skończy się na słowach lub ewentualnie marszach i malowaniem kredkami po chodnikach? Donald Tusk napisał na Twitterze, że jego serce jest w Manchesterze. Ale czy on i jego koledzy eurokraci zrobią coś, by w przyszłości nie doszło do kolejnej tragedii?

 Zamachy stały się w Europie, niestety, codziennością – gdyż śmierć cywilów z ręki dżihadystów staje się coraz powszechniejsza. Tymczasem rządzący Unią Europejską politycy, mimo iż mają ogromny arsenał metod do walki z zagrożeniem, zachowują się jak dzieci we mgle.

 Po zamachu w Brukseli w roku 2016 szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini popłakał się. Chociaż jej zachowanie było wyjątkowe pod względem formy, to treściowo nie różni się od gładkich słów i deklaracji wszystkich polityków Zachodu. Marsze jedności oraz malowanie kredkami przeszły już do kanonu politycznej impotencji brukselskiej kasty.

 Piszący o zamachu w Manchesterze na Twitterze przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk nie wspomniał słowem o okolicznościach zdarzenia. Nie padło nawet słowo „zamach”, „atak”, „przemoc” czy „zbrodnia”.

 W podobnym duchu, unikając konkretów i realnej treści, pisał szef Parlamentu Europejskiego, Antonio Tajani. W swoim twicie wspominał o „śmiertelnej eksplozji”, co nie sugeruje nawet udziału osób trzecich, nie mówiąc o celowym akcie terroru. Jeszcze kilka dni temu ten włoski polityk mówił, że kraj pobierający unijne fundusze musi podporządkować się relokacji uchodźców. Dołączył więc do zastępu biurokratów chcących narzucić Polsce przyjmowanie uchodźców oraz (w znacznej części) migrantów ekonomicznych z krajów islamskich.

 Czy tym, czego potrzebuje zagrożona rychłym upadkiem Europa, są okrągłe słowa o niczym?

 ONET.PL

Więcej postów