Jak obronić Polskę przed wypchnięciem na peryferie Europy

Gdyby PiS wygrało kolejne wybory, to Polska może w sposób trwały znaleźć się na peryferiach UE. Natomiast jeśli władzę w Warszawie przejmie Platforma Obywatelska, czy koalicja chcąca pracować razem z Europą, to tak się nie stanie – mówi Rafał Trzaskowski, który w „gabinecie cieni” PO odpowiada za politykę zagraniczną.

Czy pomysły Emmanuela Macrona na Europę są realne? Stworzenia osobnego budżetu i parlamentu strefy euro, powołanie wspólnego ministra finansów,  walki z płacowym i podatkowym dumpingiem krajów „nowej Europy”?

Realne jest niestety wszystko. Pytanie o horyzont czasowy. Ścisła integracja oparta o strefę euro wymaga zmian traktatowych, a tych nie da się przeprowadzić szybko, tym bardziej, że różne państwa będą miały do tego różny stosunek.

Macron chce stworzyć ściślejszą unię wewnątrz unii. Otwartą dla wszystkich, którzy są bardziej ambitni w kwestii integracji.

Czy furtki do takich zmian nie daje sformułowanie o „wzmocnionej współpracy” zapisane w traktacie lizbońskim?

I tak, i nie. Możliwe są dwa scenariusze. Pierwszy, że chcemy np. pogłębić współpracę jeśli chodzi o nadzór bankowy, pracować dalej nad unią kapitałową, stworzyć gwarancję depozytów bankowych bardziej ambitną, niż w oparciu o przyjęte już unijne dyrektywy. Takie punktowe działania rzeczywiście można przeprowadzić w oparciu o mechanizm „wzmocnionej współpracy”. Nie wzbudzi to większych kontrowersji, bo tam jest zapisane, że taka współpraca musi być otwarta dla wszystkich członków UE, zgodna z logiką istniejących instytucji unijnych i nie może naruszać kompetencji państw, które pozostaną poza nowymi ustaleniami.

Ale takie działania nie doprowadzą do tego, o czym mówił nie tylko Macron w kampanii wyborczej, ale także wielu polityków europejskich od dawna – żeby pójść naprawdę do przodu i stworzyć ściślejszą unię wewnątrz unii. Otwartą dla wszystkich, którzy są bardziej ambitni w kwestii integracji. No i mają w tym swoje interesy. Ten drugi scenariusz jest dziś bardziej niebezpieczny zarówno dla Polski, jak też dla Unii.

Rafał Trzaskowski

W polityce klimatycznej, gdzie minister Szyszko poszedł na ścianę i zamiast negocjować lepsze dla Polski rozwiązania jak mantrę powtarzał, że UE wybrała złą podstawę prawną.

Właściwie dlaczego niebezpieczne, jeśli to uratuje i wzmocni strefę euro, z którą mamy 2/3 wymiany handlowej i to od jej siły zależy kondycja naszej gospodarki?

Ryzykowna jest próba fragmentacji Unii zaraz po Brexicie, kiedy zaczynają się dopiero twarde negocjacje z Wielką Brytanią. Ale to jest szczególnie niebezpieczne dla Polski z rządem PiS, który w żadnym obszarze polityki europejskiej nie proponuje dziś niczego konstruktywnego. W wielu sprawach doprowadził do radykalizacji konfliktów nieuniknionych, ale tym bardziej wymagających wyjątkowych zdolności dyplomatycznych – jak na przykład w polityce klimatycznej, gdzie minister Szyszko poszedł na ścianę i zamiast negocjować lepsze dla Polski rozwiązania jak mantrę powtarzał, że UE wybrała złą podstawę prawną. A ponieważ był w tym twierdzeniu całkowicie osamotniony, doprowadziło to do przyjęcia przez Unię ustaleń bardzo niebezpiecznych dla polskiej energetyki i całej gospodarki.

Ten rząd wywołuje też konflikty zupełnie niepotrzebne, w kwestiach, gdzie istniał wcześniej konsensus między władzą i opozycją – jak w sprawie wspólnej europejskiej polityki obronnej albo co najgorsze przestrzegania podstawowych europejskich standardów w odniesieniu do państwa prawa, niezawisłości sędziowskiej czy swobody działania organizacji pozarządowych.

Większość krajów naszego regionu albo już jest w strefie euro, albo – jak Bułgaria czy Rumunia – chce euro przyjąć, tylko ich gospodarki nie spełniają jeszcze podstawowych kryteriów. Dla Polski „trzymano uchyloną furtkę”, jednak to chyba się kończy?

Stworzeniu nowych instytucji dla strefy euro najgłośniej sprzeciwiali się Brytyjczycy, ale także Angela Merkel nie chciała zbyt radykalnej fragmentacji Unii. To jest związane z interesami Niemiec w Europie Środkowej, z niemieckimi inwestycjami w Polsce i na Węgrzech, ale przede wszystkim z faktem, że nasz region jest sąsiadem Niemiec, które czują się przez to współodpowiedzialne za jego stabilność. Uczestniczenie w integracji europejskiej bez wątpienia sprzyjało stabilności Europy Środkowej. Natomiast patrząc na to, co się dzieje dzisiaj w Polsce i na Węgrzech także Niemcy tracą cierpliwość.

Wyrażają to czasem w sposób bardzo specyficzny, który polskiej prawicy wydaje się dowodem odniesionego przez nią zwycięstwa. Np. z prawego skrzydła CDU dobiegają dziś głosy w rodzaju, „Polacy i Węgrzy są inni od nas, nie zmuszajmy ich do przyjmowania zachodnioeuropejskich wartości i norm, niech się wyszaleją – jeśli tylko zostawią w spokoju nasze inwestycje”. To jest faktycznie szansa na zbudowanie przez Polskę Erdoganowskiej suwerenności, jak sądzi Kaczyński, czy też ryzyko zepchnięcia nas na europejskie peryferie?

Zdecydowanie to drugie. Nie tylko Macron, ale też inni politycy europejscy zaczynają dziś mówić – „jeśli Kaczyński i Orban nie mają ambicji, żeby uczestniczyć w europejskiej integracji, to ich wybór, nie trzeba ich ciągnąć za uszy, a kontakty z nimi zbudujemy na innych zasadach”. W takim scenariuszu jest niestety możliwe wypadnięcie przez Polskę za burtę europejskiej integracji. Ale na szczęście pełne zintegrowanie strefy euro nie dokona się szybko, przygotowanie szczegółowych rozwiązań wymaga czasu, potem sporo potrwa negocjowanie interesów poszczególnych państw. Ten proces za rządów PiS może się rozpocząć, trochę zresztą w wyniku własnej postawy rządzących, ale na pewno się nie zakończy.

Pan zakłada, że Kaczyński straci władzę w 2019 roku, co nie jest pewne.

Gdyby PiS wygrało kolejne wybory, to Polska może w sposób trwały znaleźć się na peryferiach UE. Natomiast jeśli władzę w Warszawie przejmie Platforma Obywatelska, czy koalicja chcąca pracować razem z Europą, to tak się nie stanie. Nawet jeśli negocjowanie miejsca dla Polski w procesie, który już się bez nas rozpocznie i tak będzie trudne.

PiS, Kukiz i narodowcy jednoznaczne odrzucają dalszą europejską integracją. Na tym tle odpowiedź PO jest mało wyraźna. Grzegorz Schetyna powiedział Newsweekowi, że postulat wejścia Polski do euro może się w ogóle nie pojawić w kampanii wyborczej Platformy.

Ja rozumiem Grzegorza Schetynę, bo odpowiedzialność za politykę europejską spoczywa na rządzie, to on ma do swojej dyspozycji wszystkie jej praktyczne narzędzia. Rząd PiS-u wybrał konfrontację z Unią, a nas będzie atakował jako „zdradzających Polskę”. Co możemy zrobić? Walczyć o jak najszybszą zmianę kierunku polityki krajowej, czyli o odsunięcie Kaczyńskiego od władzy w Warszawie.

No i rozmawiać z naszymi partnerami z Europejskiej Partii Ludowej przekonując ich, by pozostawiono dla Polski miejsce w projekcie dalszej integracji UE. Ale to nie oznacza porzucenia sprawy euro i biernego czekania, aż się zmieni koniunktura w polityce polskiej. Zwracam uwagę, że Polacy pytani wyłącznie o przyjęcie euro, dziś w większości opowiadają się przeciw. Ten lęk jest związany z pamięcią niedawnego kryzysu.

Wybiórczą pamięcią, bo wsparcie dla najsłabszych państw strefy euro było w czasie kryzysu większe właśnie dlatego, że są to gospodarki współzależne.

Ale kiedy się Polaków zapyta, czy chcą być w centrum integrującym, decyzyjnym, jakim jest dziś strefa euro, czy też wolą znaleźć się na peryferiach dalszej integracji unijnej, bez euro – wybierają to pierwsze. Z punktu widzenia Platformy wyznaczanie dziś nierealnych terminów wejścia do strefy euro jest kontrproduktywne.

Ale czymś innym jest rozpoczęcie dyskusji o kryteriach naszego wejścia do strefy euro, wyznaczenie ścieżki przy spełnieniu pewnych warunków – także przez kraje strefy euro. Przy wprowadzeniu przez nie mechanizmów uniemożliwiających powtórzenie się kryzysu zadłużeniowego w rodzaju greckiego. Taką deklarację można w programie Platformy umieścić i obronić w kampanii. Pokazując, że jeśli odrzucenie euro będzie oznaczało marginalizację Polski, to my nie możemy się na to zgodzić tak samo, jak nie zgadza się na to większość Polaków.

Stworzenie osobnego parlamentu czy budżetu dla strefy euro wymaga czasu, ale szybko i bez zmiany traktatów można zmienić przyszły budżet Unii. Tak żeby bardziej pracował na rzecz państw strefy euro.

To jest niebezpieczeństwo najbardziej dzisiaj realne. Rząd PiS sam się wyklucza ze skutecznych negocjacji budżetowych, jest więc niestety możliwe, że w nowym budżecie duże transfery finansowe dla poszczególnych państw zostaną zmienione na budżety przyporządkowane różnym unijnym projektom – polityce obronnej, imigracyjnej, klimatycznej, energetycznej itp.

Polski rząd jest dziś skonfliktowany ze swoimi europejskimi partnerami w każdym z tych obszarów, wystarczy przypomnieć sprawę Caracali czy faktyczną próbę zerwania negocjacji w sprawie kształtu unijnej polityki klimatycznej. Polska może zatem zarówno stracić ogromne pieniądze, jak też zostać odcięta od współpracy badawczej i transferu technologii związanych z każdą z tych europejskich polityk. A to oznacza ryzyko odcinania naszej gospodarki od kolejnych segmentów wspólnego europejskiego rynku, a także przegrywanie konkurencji z innymi europejskimi państwami, również naszego regionu. W ten sposób złe emocje, kompleksy i zwyczajne dyletanctwo uniemożliwiają skuteczną obronę narodowego interesu.

RAFAŁ TRZASKOWSKI, NEWSWEEK.PL

Więcej postów