Największy dramat polskiej dyplomacji: Sikorski za burtą berlińskich negocjacji

Rozmowy szefów dyplomacji Ukrainy, Niemiec, Francji i Rosji w Berlinie wywołały histerię wśród naszych polityków, rojących o wiodącej roli Polski w Europie Środkowo Wschodniej.

 

„Nic o was bez nas !“ – wykrzykiwali w różnych programach telewizyjnych przedstawiciele rodzimej sceny politycznej. Jacek Saryusz-Wolski: „Ukraina nie powinna się była zgodzić na rozmowy, w których Polska, jej główny adwokat, nie siedzi obok niej“. Wtórują mu Michał Kamiński i Włodzimierz Czarzasty, wtóruje polityczny plankton z ferajny. Tylko że Ukrainie niespecjalnie na naszej obecności już chyba zależy.

Radosław „Primabalerina“ („Primadonna“) Sikorski – jak pisze o ministrze spraw zagranicznych Polski moskiewska „Komsomolskaya Prawda“ – pokazał już swoją „skuteczność“ podczas lutowych rokowań pokojowych w Kijowie między opozycją a byłym prezydentem Wiktorem Janukowyczem. To, co miało być wielkim zwycięstwem, okazało się kompletną klapą: odrzucenie porozumienia przez Majdan, ucieczka ukraińskiego dyktatora do Rosji wraz z ulubioną blondynką, jej pieskiem i meblami, rosyjska aneksja Krymu, wojna na wschodzie Ukrainy.

Nauczeni doświadczeniem oligarchowie z grupy trzymającej obecnie na Ukrainie władzę uznali, że dość. Rozmawiać trzeba z tymi, którzy w Europie rzeczywiście się liczą, a nie tylko tną powietrze szabelkami. Rozumie to Paweł Kowal, rozumie prof. Roman Kuźniar: nie warto dramatyzować naszej nieobecności, ta histeria niczemu nie służy, każda droga prowadząca do pokoju jest dobra.

Ale zawiedzione ambicje dają się we znaki także dziennikarzom: największe stacje telewizyjne od rana ferują tezy o nieskuteczności berlińskich negocjacji bez naszego w nich udziału. „Negocjacje się rozpoczęły, ale nic nie dadzą“ – donoszą z przekonaniem polskie media. A jedna z telewizji wręcz przyznała: minister Sikorski w sprawie uregulowania konfliktu na Ukrainie dotychczas niewiele wskórał, ale powinien był dostać kolejną szansę. Bo tamci się nie znają!

Nasze media ferują zresztą ukraińskie wyroki nie od dziś: konflikt jawi się im w czarno białych barwach, gdzie źli są separatyści i Rosja, a dobra jest Europa i otoczona nimbem ofiarnej niewinności Ukraina. Bo zły Putin i czarna Rosja wspiera tzw. separatystów, śle im broń i inne paskudztwa do zabijania pod pretekstem pomocy humanitarnej, a dobra Polska i zachodni świat to widzą i pomstują. Ale niewiele widocznie mogą.

Ale gdzie dowody na przemieszczanie rosyjskich wojsk na Ukrainę? Skąd chaos informacyjny w sprawie tzw. białego konwoju, gdy słyszymy każdego dnia, że satelity mogą śledzić na bieżąco 20-centymetrowe obiekty? Wreszcie: gdzie zapisy zarejestrowanych przez amerykańskie satelity działań zbrojnych w dniu katastrofy malezyjskiego boeinga? Gdzie twarde dowody na ferowane tezy? Domorośli specjaliści mówią, że opublikowanie takich dokumentów nie wchodzi w rachubę, ponieważ wszystko to jest tajne i poufne. Dlatego górę bierze kult niepokalanej prawdy Europy z jednej i rosyjskiego fałszu i zakłamania z drugiej strony.

W zderzeniu z rzeczywistością nabiera to niemal komicznego charakteru: nasze telewizje pokazują nagie haki w rosyjskich sklepach, puste półki po wprowadzeniu embarga na polskie produkty żywnościowe, ogromne kolejki rosyjskich handlo-turystów na przejściach granicznych z Obwodem Kaliningradzkim, ich wyładowane żywnością wózki pod naszymi sieciówkami i ilustrują to wywiadami z „ruskimi“, którzy rzekomo skarżą się na tragiczną sytuację zaopatrzeniową w swoim kraju. Fajne. Tyle, że po uruchomieniu tzw. małego ruchu granicznego z obwodem Kaliningradzkim takie zatory graniczne mają miejsce regularnie od roku, rekordy handlo-turystyki bite są z miesiąca na miesiąc (telewizja pomorska.TV robiła o tym serię reportaży już w lutym br.), puste półki okazały się Photoshopem i zwykłą manipulacją, a wywiady z Rosjanami mówiącymi „ceny nieco wzrosły“ tłumaczone są jako „ceny wyrosły niebotycznie“.

Tymczasem w Moskwie i jej okolicach „nagich haków“ nie uświadczysz, podobnie zresztą jak i polskich produktów – to fakt. Tylko, że miejsce polskich rarytasów zajęły może i gorsze, lecz dostępne warzywa, owoce, sery i wędliny z Kazachstanu, Chin, Kolumbii, Brazylii, Białorusi, ale także z Francji, Włoch, Hiszpanii i Niemiec. A jak wynika z ostatnich badań statystycznych, coraz więcej Rosjan popiera sankcje: już 73% ankietowanych uważa, że to Zachód zapłaci za restrykcje, a nie Rosja i że Zachodowi „dobrze tak“, bo prowadzi głupią politykę. Ale to, oczywiście, wyraz rosyjskiego zadufania w sobie. I imperialnego szowinizmu.

Największe podniecenie wzbudza jednak sprawa tzw. białego konwoju. Okazuje się, że i tutaj amerykańskie super satelity i drony są bezradne, że dziennikarze coś widzą, ale nie do końca wiedzą – co: jakiś traktor wiozący rurę irygacyjną brany jest za czołg a czołg – za furmankę bez konia. I że z Kijowa wyrusza konwój 71 ciężarówek z pomocą humanitarną dla Doniecka, w których także nie wiadomo co się znajduje, ale tego nikt nie będzie kontrolował bo Ukraina jest dobra, więc po co.

No i mamy kontrole/niekontrole, prawdy/nieprawdy, wojnę/niewojnę, dyplomację/niedyplmację. A tak naprawdę ludzi szkoda. Tych, którzy w piwnicach. W zaroślach. Tych głodnych, zapłakanych i przerażonych. Którzy nie wiedzą, kim jest Putin, kim Jaceniuk czy Poroszenko i dla których Sikorski czy Steinmeier to pusty dźwięk. Ludzi, którzy chcą żyć. I którzy wiedzą, że za 2-3 miesiące nadejdą pierwsze mrozy.

Wiktor Bater

Więcej postów

4 Komentarze

  1. Dobrze mu tak,ale nie dobrze dla Polski,przez takiego idiot?,plemnika Tuska wszyscy Polacy czuj? si? jak ?miecie wykorzystani do jego prywatnych ambicji.

Komentowanie jest wyłączone.