Prezydent Komorowski a podział NATO na Sojuszników różnych kategorii

Piękne przemówienie wygłosił pan Bronisław Komorowski – Prezydent RP. Można się oczywiście nie zgadzać z niektórymi jego aspektami jak np. o konflikcie rosyjsko-ukraińskim w ogóle, ale są w tym tekście także właśnie tak wspaniałe kwiatki jak te słowa:

 

„(…)Wschodnią flankę Sojuszu trzeba wzmocnić. Wszyscy to czujemy i to artykułujemy. Nie możemy się zgodzić na podział sojuszników, w ramach Sojuszu, na sojuszników różnych kategorii. Nie możemy się zgodzić na taki podział, bo bezpieczeństwo jest niepodzielne. (…)” [Źródło j.w.] Reszty w zasadzie nie ma po co czytać, chyba że ktoś się chce utwierdzić co do źródeł naszej błędnej i złej polityki zagranicznej na Wschodzie, to jak najbardziej jest to lektura warta polecenia.

Przede wszystkim proszę zwrócić uwagę na to, czego pan Prezydent nie powiedział w tym niesłychanie ważnym fragmencie. Nie ma tu dywagacji o NATO dwóch prędkości, o fikcji, o oszukaniu nas przez sojuszników itd. Pan Prezydent niczego nie udaje, ani nie owija w bawełnę – wielka chwała mu za to – albowiem nazywa sprawę wprost – mówi o podziale sojuszników w NATO na sojuszników różnych kategorii. W tych słowach prawdopodobnie najdelikatniej ujęto, jak tylko było można całe rozczarowanie państw Europy Środkowej wobec ich zachodnich sojuszników, no ale tego przecież pan Prezydent nie mógł powiedzieć wprost. W szczególności w kontekście słów pewnego pana niestety ministra o robieniu łaski wiadomo komu. Jeżeli się nad tym bliżej zastanowimy, to proszę zwrócić uwagę jakie to jest smutne i w istocie jaka uderza z tego hipokryzja. Własnemu narodowi bowiem elita polityczna, od początku zabiegów o członkostwo w NATO – mydliła oczy – po prostu w jakiejś mierze rozmijając się z prawdą i myląc się w ocenie naszego bezpieczeństwa po wejściu w struktury zachodnie. „Tamto NATO”, do którego elita rządząca nas wprowadziła, to był Sojusz na czasy odprężenia. Weszliśmy w momencie stosowania polityki „soft” i nikt nam nie powiedział, że nasze miejsce jest w przedpokoju – może troszkę pod daszkiem, ale mimo wszystko nie przy głównym stole, nie mówiąc już o prawie wejścia do głównej sypialni!

Mamy więc czarno na białym – przyznanie przez Prezydenta Rzeczpospolitej, że istnieje lub – uwaga – może zaistnieć jakiś podział Sojuszników na kategorie. To oznacza, że nie wszyscy są równi w prawach i obowiązkach, pomijając już okoliczność, że większość członków po prostu nie wyobraża sobie w ogóle wojny z tak przerażającym przeciwnikiem jak Federacja Rosyjska i na tym przekonaniu – o jej niemożliwości – budowała przez lata swoją doktrynę bezpieczeństwa.

W jednym pan Prezydent nie ma racji, bezpieczeństwo jest niepodzielne i to jak najbardziej. Kraje dzielimy na te, które mają broń jądrową, te które jej nie mają formalnie i te które jakby mogły to by ją miały. Inne kraje dzielą los dzisiejszej Ukrainy, która chyba jest najbardziej dramatycznym przykładem naiwności strategicznej w historii państw od czasu kiedy Achajowie podarowali Trojanom konia…

Patrząc na sprawy takimi jakie one są, nie mogliśmy spodziewać się niczego więcej. Jesteśmy krajem buforowym i takim pozostaniemy. W tym kontekście – tak zabiegane przez pana Prezydenta Komorowskiego 2% PKB na obronę narodową to niestety mało. Jeżeli chcemy myśleć na poważnie o bezpieczeństwie, to w dzisiejszych realiach geopolitycznych – a zawsze trzeba przyjmować za możliwy najczarniejszy scenariusz – powinniśmy wydawać na obronność około 4 może nawet 4,5% PKB I TO BEZ SZEMRANIA!

Niestety ekonomia ma swoje ograniczenia, mamy potężne długi, które musimy spłacać ciągle – nie mamy wyjścia, te odsetki zabijają nasze państwo i nie pozwalają mu się normalnie rozwijać. W dniach próby widać, jak bardzo brakuje nam ich na obronność, bo dodatkowe 40 mld złotych rocznie – wydatkowane na naszą armię umożliwiłoby jej potrojenie, budowę profesjonalnych jednostek Obrony Terytorialnej i takie nasycenie sprzętem, w tym w szczególności tym nowoczesnym, że każdy przeciwnik „konwencjonalny” kilka razy by się zastanowił, zanim chciałby nas zaatakować.

Musimy mieć jednak świadomość, że obrona niektórych członków Sojuszu, którzy nigdy nie powinni byli się w nim znaleźć – jest z operacyjnego punktu widzenia niemożliwa. Jeżeli będzie koniecznością, to będzie oznaczać wykrwawienie się i wyniszczenie naszej skromnej armii – daleko od granic kraju, w tym jeszcze z działaniami na rzecz co najmniej jednego politycznie po prostu wrogiego Polakom kraju. Czas najwyższy obywatelom o tym powiedzieć i jeżeli nie będzie innego wyjścia – należy wypowiedzieć Traktat w kontekście tego jednego kraju, gdyż po prostu nie ma możliwości dłużej znosić prześladowania naszych rodaków ani w istocie obelg pod naszym adresem. Różnie w naszych stosunkach bywało, ale dzisiaj nie mamy już niestety z tymi ludźmi nic wspólnego i nie musimy mieć.

W ostateczności jeżeli nie będzie innego wyjścia, to trzeba będzie pomyśleć o specjalnym opodatkowaniu się społeczeństwa na rzecz wojska i technologii obronnych. W tym – jeżeli MYŚLIMY NA POWAŻNIE O OBRONIE, to niezbędną koniecznością jest wejście w posiadanie broni niekonwencjonalnej – A,B,C i środków jej przenoszenia – przy całej niechęci do posiadania takiego arsenału i przy świadomości do dramatycznych konsekwencji jej użycia. Jednakże – co jest chyba najważniejsze, nie mamy innej możliwości zapewnić sobie sami przetrwania w naszym położeniu geograficznym niż właśnie poprzez takie wzmocnienie własnej siły odstraszania. Każdy potencjalny przeciwnik, musiałby się wówczas liczyć z ryzykiem uśmiercenia znacznej części swojej populacji – nawet jeżeli w ostateczności by nas pokonał.

Jednakże czy stać jest nas na takie myślenie? Czy wolimy być znowu skazani na siedzenie w kanałach? Wybór należy do nas – tu i teraz! Jesteśmy wolnymi ludźmi, mamy jakieś tam pieniądze, bez problemu sobie poradzimy z technologią jądrową, albo znajdziemy kraj ją posiadający (za miedzą ale nie tylko). Który wspólnie z nami opracuje odpowiednią ilość głowic o określonej mocy. Prawdopodobnie – nie byłoby nawet problemów z testami jądrowymi. Tylko trzeba się na coś zdecydować i być konsekwentnym.

Władza musi wreszcie zacząć mówić społeczeństwu prawdę, podobnie jak w tym przemówieniu powiedział ją – w znacznej części pan Prezydent Komorowski. Potem czas na decyzje – znając koszty i konsekwencje, w oparciu o doświadczenia historyczne – można wybrać tylko jedną drogę. Inaczej – jak powiedział kiedyś w jednym ze swoich expose pan premier – historia znowu pokaże w tej części Europy swoje szkaradne oblicze (oddajemy jedynie sens wypowiedzi to nie są dokładne słowa premiera). Jak widać dzisiaj – miał rację, normalnie prorok jakiś, albo wybitny mąż stanu?

Więcej postów