Wołyń ma prawo wchodzić w skład państwa polskiego

Wołyń był przed wojną okupowany przez Polskę bo Ukraińcy stanowili tam większość – tak twierdzą ukraińscy nacjonaliści. Ale jeśli skład etniczny ma decydować to kogo uznać za okupanta na Krymie?

 

Między utratą Krymu przez Ukrainę i Wołynia przez Polaków można postawić znak równości. Ukraińcy długo nie będą mogli Krymu przeboleć, ale powinni wyciągnąć z tego prostą naukę: ich przewaga etniczna na części terenów Kresów Południowo-Wschodnich II RP nie była dowodem polskiej okupacji. A cóż dopiero mówić o regionie Lwowa czy Tarnopola, gdzie Polaków było więcej!

Pretensje do Krymu powinny uświadomić Ukraińcom, że również Wołyń miał prawo wchodzić w skład państwa polskiego, mimo że Polaków było tam tylko 16%. Obecnie na Krymie odsetek Ukraińców jest bowiem zaledwie o kilka procent wyższy, przy czym warto pamiętać, że Ukraina miała „ładnych parę lat” więcej na jego zagospodarowanie niż II RP w przypadku Wołynia.

Po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. Polacy musieli odwracać skutki wieloletniego brutalnego tępienia polskości na Wołyniu przez władze carskie. Przecież pod carską okupacją każde powstanie było powodem do wzmożonych represji. I choć Rosja „czerwona” to okupant cięższy niż „biała”, to jednak akurat w przypadku Krymu sowiecka polityka narodowościowa dała pewną przewagę Ukraińcom.

Podarowanie go przez Chruszczowa Ukraińskiej SRR pozwalało im osiedlać się tam obok Rosjan. Paradoksalnie więc pod Rosją „czerwoną” Ukraińcy mieli znacznie lepsze warunki do zachowania stanu posiadania narodowego na Krymie, niż Polacy na Wołyniu pod Rosją „białą”.

Różne były etapy zwalczania polskości na Ziemi Wołyńskiej, podobnie jak i na innych ziemiach Rzeczypospolitej, ale nigdy w rosyjskiej frazeologii nie mieniła się ona oficjalnie „polską”. Na wewnętrzny użytek gigantyczne połacie zaborów nazywano wprawdzie „guberniami polskimi”, ale faktycznie owa „polskość” była propagandowo ograniczona do małego terytorium na zachodzie, tzw. Królestwa Polskiego.

Sowieci w upleciony przez siebie dla Ukraińców państwowy worek nabrali ziemi bardzo hojnie, przy okazji wyciągając ją z cudzych grządek. Czerniowce, Użhorod i Krym to terytoria, gdzie Ukraińców było jak na lekarstwo. W przypadku Królestwa Polskiego carat nigdy nie posunął się do tego by cokolwiek nowego doń wcielać. Car Aleksander I obiecywał wprawdzie mgliście polskiej szlachcie rozszerzenie Królestwa Polskiego, ale nigdy tego nie zrealizował. Mało tego, na początku XX wieku oderwano od „Prywislańskiego Kraju” Chełmszczyznę.

Tymczasem Chruszczow realnie powiększył Ukraińską SRR. W porównaniu do Ukraińców Polacy mieli więc zdecydowanie pod górkę, choć oczywiście rusyfikacja miała miejsce w obu przypadkach.

Polacy na Wołyniu stanęli po 1918 roku przed rozterkami: jak wzmocnić dość słaby żywioł polski, nie uciekając się jednocześnie do bezpardonowej polonizacji i repolonizacji w stylu wcześniejszej carskiej rusyfikacji. Jako naród europejski nie chcieliśmy bowiem zachowywać się tak samo jak Rosjanie.

Wzmocnieniu polskości służyła parcelacja areałów polskiego ziemiaństwa oraz ziem zabranych polskiej szlachcie po Powstaniu Styczniowym na rzecz rosyjskich arystokratów. I choć nie posunięto się do drastycznych metod zabierania ziemi autochtonom w stylu dzisiejszej Litwy, to do dziś temat ten wywołuje dużo większe kontrowersje niż współczesne metody litewskie! Co więcej, rosyjskie ziemiaństwo traktowano często nie gorzej niż polskie, chyba że ktoś po prostu porzucił swój majątek i uciekł. Rekwizycja następowała jednak po okresie ochronnym i nie wykluczała drogi sądowej w razie powrotu dawnego właściciela.

Polacy mogą się też wylegitymować nieporównanie większymi związkami historycznymi i kulturowymi z Wołyniem, niż Ukraińcy z Krymem. Z kolei Rosjanie zawsze zdobywali tu swoją przewagę drogą agresji, podboju, dyskryminacji, deportacji. Tyle, że gdy sowiecka agresja była dla rozwoju terytorialnego Ukrainy korzystna, ukraińscy nacjonaliści przeciw sowieckim „nabytkom” nie protestowali.

Ukraińscy nacjonaliści są również niekonsekwentni: aby udowodnić „zaborczość” międzywojennej Polski powołują się na statystyki narodowościowe na Wołyniu, ale już w przypadku Krymu decydująca ma być nie narodowość, tylko jego wcześniejsza przynależność państwowa. Dlaczego wobec tego nie chcą zrozumieć Wołyniaków, którzy zdołali przeżyć hekatombę i tęsknią dziś za polskim Wołyniem?

Polacy wobec Wołynia mają też nieporównanie większą historyczną tradycję własnego wysiłku zbrojnego, niż Ukraińcy względem Krymu, który uzyskali po prostu na mocy gestu wielkiego partyjnego aparatczyka, który mienił się Ukraińcem.

Nie namawiam, oczywiście, Ukraińców by nagle przestawali być sobą i zaczęli wczuwać się we wszystkich innych, wzorem części Polaków od lat przymuszanych do tego chorobliwie przez niektóre polskojęzyczne tytuły prasowe. Czas jednak na Ukrainie na poważne i uczciwe myślenie w miejsce „uświęconego” egoizmu środowisk neobanderowskich. Powoduje on bowiem liczne patologie, które wbrew oficjalnym pocałunkom polskiego mainstreamu, większości Polaków mocno się nie podobają.

Świadczy o tym chociażby fakt, że pomimo wyrazów wsparcia dla Ukraińców ze strony wszystkich dużych polskich mediów, duża część Polaków bynajmniej nie przyjęła ze szczególnym oburzeniem rosyjskiej aneksji Krymu. Pewnie ta empatia byłaby znacznie większa gdyby właśnie nie owa irytująca hipokryzja środowisk neobanderowskich.

Pozostaje tylko mieć nadzieję, że Rosjanie nie będą obecnie próbowali usuwać z Krymu „elementów niepewnych”, jak to mieli zawsze w zwyczaju, chociażby w przypadku Tatarów krymskich. Nie życzymy też Ukraińcom, aby Moskwa potraktowała ich tak samo jak niegdyś Polaków na Wołyniu i w innych dawnych polskich województwach potraktował Roman Szuchewycz, którego neobanderowcy – ludzie o dziewiczym rozumie – uznają dziś za swojego bohatera narodowego.

Pora na ukraińską refleksję i uczciwe spojrzenie na rzeczywistość bo tylko na nim, a nie na szowinistycznym zaślepieniu Ukraińcy są dziś w stanie oprzeć zdrowy i dumny patriotyzm. Głęboko myli się Anne Applebaum twierdząc, że nacjonalizm jest dziś tym, czego potrzebują Ukraińcy. Im potrzebny jest mocny patriotyzm, oparty na poczuciu moralnej wyższości nad rosyjskim agresorem. To właśnie da im siłę do zmagań. Nie da im tego ślepy i straszny fanatyzm, który legł u podstaw mordowania Polaków i Żydów. To właśnie ten ich fanatyzm będzie zawsze dla Rosji pretekstem i usprawiedliwieniem agresji.

Patriotyzm opiera się też na tym, o czym i my Polacy marzymy – na sprawnie działającym państwie, bez mafii, przekrętów, kradzieży, tajemniczych morderstw i łapówek. Ukraiński nacjonalizm, dla którego cel uświęca środki, stawia sobie zupełnie inne cele. Dla takiego nacjonalizmu, podobnie jak dla bolszewizmu, to nie państwo istnieje dla ludzi, ale ludzie dla państwa. A ich krew jest tania jak słoma.

Aleksander Szycht

Więcej postów