Aleksander Szycht: „Oni” muszą budować historię na UPA?

Ilekroć dyskutuje się o roli jaką spełnili upowcy, polscy „adwokaci” zbrodniczej formacji przytaczają swój „koronny argument”.

Brzmi on mniej więcej: „Oni nie mają na czym innym budować historii i tożsamości”. Należy to odczytać: „Oni nie mają innego wyjścia, muszą gloryfikować UPA”.

Takie sformułowanie to pewien rodzaj „brania na litość”. Argument tyleż żałosny, co nieskuteczny. Nieskuteczny dlatego, że jeśli ktoś zna prawdę o UPA, a przy tym trzyma się standardów etycznych, to się go w ten sposób nie przekona. Żałosny dlatego, że ponoć nacjonaliści ukraińscy wierzą w wielkość i nieomal świętość swojej wizji historii i są z niej dumni. Określenie „oni” automatycznie utożsamia zwykłych Ukraińców z postrzelonymi szowinistami – zestawienie zupełnie bezprawnie, lecz wygodne. Zadajmy sobie jednak pytanie: do czego ma wspomniany przekaz przekonać? Do porzucenia tematu zbrodni? Do zmiany opinii na jej temat? A może chodzi o zrozumienie i wczucie się w sytuację kogoś innego? Ale kogo? Kogoś „biedniejszego”, „upośledzonego”, „niedojrzałego emocjonalnie”? Przecież dla zwykłych Bogu ducha winnych Ukraińców to niezwykle poniżające.

Należy przy tym zauważyć, że jest to swego rodzaju branie Polaków „pod włos”. Niech się poczują przez moment lepiej od Ukraińców, ale w zamian niech się nie czepiają UPA. Obliczone to jest na głupotę i próżność naszych współrodaków, która zawsze nas najwięcej kosztowała. A tak naprawdę jest to nie tylko ukazywanie Ukraińca jako kogoś gorszego, ale i robienie z Polaka kretyna. Podobnie było gdy w czasie wojny niemieccy dygnitarze III Rzeszy faworyzowali Ukraińców, a tak naprawdę zarówno ich jak i Polaków uważali za bydło. Potwierdzenie tego można znaleźć chociażby w tekstach generalnego gubernatora Hansa Franka. Jaki z tego morał? Ktoś kto okazuje takie „wielkie serce” ma niejednokrotnie ukryty w tym własny interes.

W ślad za próbą ukazania Ukraińców jako gorszych idzie zazwyczaj litościwa prośba: „Dajmy Ukraińcom czas”. [klasyczny przykład to „słabomądre” artykuliki pani Gójskiej-Hejke z GP/GPC, która okladając wszystkich naokoło kijem „ruskiej agentury”, w sprawie banderowców każe nam najpierw dać Ukraińcom czas na zbudowanie silnego państwa, a dopiero potem ewentualnie zmagać się przeszłoscią ]  Tu znowu – z głupoty albo celowo – utożsamia się ruchy neobanderowskie z całą Ukrainą. Zapytajmy więc: po co właściwie mamy dawać czas propagatorom kultu zbrodniczej OUN-UPA? Może ktoś wierzy, że jak „damy im czas” to się zmienią, wzbogacą umysłowo, bądź ekonomicznie (wtedy co innego będzie dla nich miało znaczenie), w końcu zrozumieją, wyzdrowieją, dojrzeją. Przecież wiadomo, że tak nie będzie. Chodzi więc chyba o to, żebyśmy sami się tym odurzyli i dali sobie spokój.

Tymczasem banderyzm rozwija się na całego. Infekuje na Ukrainie całe pokolenia. Co się więc stanie, gdy ci, którzy Polaków – delikatnie mówiąc – z rzeczywistych lub wyimaginowanych powodów historycznych nienawidzą, urosną w siłę bo „da się im czas”? Nagle rzucą się nam w ramiona, ze łzami w oczach wołając: „przebaczcie”? Bzdura. A może raczej, biorąc pod uwagę ich oficjalne deklaracje co do ukraińskości polskiego „Zakerzonia” (Łemkowszczyzna, Ziemia Chełmska i Przemyska) zaczną próbować po nie sięgać na różne sposoby? Specom od twierdzeń w stylu „to niemożliwe”, „nie w tych czasach”, radzę prześledzić kilka wieków historii. Jeśli uważają, że teraz są jakieś „specjalne czasy”, znacznie lepsze niż np. nowoczesny wiek „pary i elektryczności”, to niech wiedzą, że ani rozwój technologiczny, ani historia się na naszych czasach nie skończyły. Nie jesteście nikim specjalnym w dziejach. Żyjecie wśród ludzi i polityków, którzy tak samo jak kiedyś popełniają błędy i ulegają słabościom, obecnie może nawet bardziej.

Wystarczy przypomnieć przykłady terytorialnych zawirowań po drugiej wojnie światowej: wymiana graniczna z 1951 roku, gdzie nasze terytorium uległo zmianie, Naddniestrze, czy Kosowo. Zaznaczmy, że ci neobanderowcy, którzy żądają „Zakerzonia” to i tak wyjątkowo „propolscy” goście. Bowiem są i tacy jegomoście, którzy uważają, że ukraiński jest także Kraków bo święty Bandera postawił tam nogę oraz zaznaczył teren w toalecie. Ale i ci nie są jeszcze radykałami. Są i tacy szaleńcy, którzy pragnęliby podzielić Polskę wzdłuż Wisły. Psychole oczywiście zdarzają się wszędzie. Jednak ukraińskie środowiska nacjonalistyczne to wyjątkowy materiał do rozwoju psychiatrii z elementami socjologii, bądź odwrotnie. I tym niemniej część rodzimych bałwanów propaguje u nas idee rozmowy z nimi, twierdząc, że „można się dogadać” nawet ze Swobodą.

Wróćmy jednak do wątku „Oni biedni muszą, innego wyjścia, nie mają”, bądź „Oni nie mają innych bohaterów”. Zapytajmy więc ponownie: i co w związku z tym? Mamy machnąć ręką na mordowanie kobiet w ciąży i torturowanie kilkuletnich dzieci przed śmiercią bo „oni” sobie chcą na szambie budować? „Oni” nie mieli litości dla bezbronnych, tylko dlatego, że ci byli Polakami. Dlaczego my dziś mielibyśmy w imię jakiejś „litości” tolerować głupotę, kłamstwo, a wręcz zagrożenie dla Polski? Nasze pokolenie, na szczęście, znalazło się w innym czasie i w innym fragmencie Polski, niż ofiary – nasi rodacy. Ale to nie daje nam przepustki do decydowania o wartości ich cierpienia względem jakiś wątpliwych korzyści politycznych. Przebaczanie za innych, dla swojego dobrego samopoczucia, w dodatku bez znajomości tematu, to zarówno podłość, jak i bezczelność.

Musiałoby być ze mną coś nie tak, gdybym miał żywić żal, że jacyś ćwierćinteligenci nie mogą sobie posklejać historycznej tradycji i chcą ją opierać na przelanej niewinnie krwi. Jest mi natomiast żal pomordowanych Polaków. I tych wspaniałych młodych Ukraińców, których spotykałem na swojej drodze. Ze zgrozą myślę, że mogliby stanowić żer dla tamtych nieodpowiedzialnych środowisk. W banderowskie sidła wpadają bowiem nawet młodzi ludzie zupełnie nieskażeni wcześniej nienawiścią. Pranie mózgu robi swoje.

Dziwię się więc tym polskim pseudoprzyjaciołom Ukraińców, którzy najwyraźniej uznają ukraińską tradycję za aż tak beznadziejną, że muszą usprawiedliwiać i rozgrzeszać nawiązywanie do morderców. To tak jakby Anglicy budowali swoją tożsamość narodową na Kubie Rozpruwaczu. W końcu on też był elementem ich historii i obrósł w legendy, mordując kobiety zdemoralizowane. Jeśli ktoś na Ukrainie ma problem ze złożeniem historycznej układanki, po co ma zaraz nawiązywać do UPA? Jeżeli koniecznie musi wybierać spośród opcji desperackich – to jest inna. Można sięgnąć do tych, którzy ciągle tu „gościli”, zna ich cały świat, walczyli wyśmienicie, bywali okrutni, ale miewali swoje zasady. Mongołowie sprzed wieków oraz Czyngis-chan to opcja idealna.

Więcej postów